wtorek, 29 lipca 2014

Jesteś blogerką urodową? To urocze!

Przed przeczytaniem niniejszej notki (zwłaszcza treści zapisanych w cudzysłowie, bądź kursywą) polecam zapoznać się z tą definicją.

Pomysł na dzisiejszy wpis chodził za mną od jakiegoś czasu. Zaczęło się od tego, że któregoś dnia uderzyło mnie w jak odmienny sposób oceniane są zainteresowania kobiet i mężczyzn.

niedziela, 27 lipca 2014

KąpieLOVE, czyli moje perełki do kąpieli


Od września mieszkam w nowym mieszkaniu. Ma ono coś, czego nie miało stare. Wannę. Od tego czasu jestem wielką fanką relaksujących aromatycznych kąpieli, a moje zasoby kosmetyków znacznie się powiększyły. Dzisiaj pokażę Wam moje KąpieLOVE perełki.
Początkowo kupowałam sole w drogeriach i sklepach (mogę polecić Biedronkowe BeBeauty, zarówno sól, jak i musujące kule są bardzo dobrej jakości), jednakże późniejszy brak czasu spowodował, że zaczęłam zamawiać z allegro. I w sumie przypadkiem trafiłam na sprzedającego, który posiadał w swej ofercie kosmetyki dwóch zupełnie nieznanych mi firm: Green Farm Line i The Secret Soap Store.

piątek, 25 lipca 2014

Przebierajcie się!

Jako, że z upływem lat człowiekowi zaczynają się nudzić te wszystkie imprezy, domówki i inne rauty, wprowadziliśmy wraz ze znajomymi nową modę. Robimy imprezy przebierane. I uwielbiam je. Uwielbiam moment kiedy pojawiają się pierwsi goście i wybuchasz śmiechem, bo swoja koleżanka przebrała się za klocek z tetrisa. Do niczego nie da się porównać ryku śmiechu, jaki wydobywa się z Twojego gardła, kiedy widzisz swojego kumpla przebranego za Slendermana, który przez pończoszkę naciągniętą na głowę w celu uzyskania pożądanych, mało wyraźnych rysów, stara się sączyć piwko z puszki. Albo kiedy nad głową innego kumpla pyszni się głowa Goofy'ego. Albo kiedy Twój pozornie poważny brat wskakuje w obcisłe spodnie z lycry i maluje sobie porno-wąsa. Albo jak chłopina o wzroście 1,90 m wbija się w strój Indianki przewidziany na drobną dziewczynę o wzroście 1,50 m. Mogłabym tak wymieniać bez końca. Bo wódka i kiełbasa zawsze może być, a już figlarne wdzianko niekoniecznie.
I właśnie dziś zamierzam Wam zaprezentować trzy zestawy strojów, które przygotowaliśmy z Łukaszem na ostatnie imprezy. Takie cosplay'owe przebieranki zawsze były w moim stylu, jednakże zwykle poprzestawałam jedynie na makijażu (przykłady w zakładce 'twarze). Tutaj poszliśmy również w stroje i jestem z nich dumna.
Impreza I: bohaterowie bajek Disney'a
Od razu powiem, że poniższe stroje odpadają, jeżeli chcecie wyrwać kogoś na imprezie. Bo wygląda się w nich paskudnie (ja), albo maksymalnie żenująco (Łukasz). 
Ja byłam Yzmą. Strój dobierałam pod look z poniższego zdjęcia. Makijaż nakładałam w oparciu o ten obrazek. I kiedy skończyłam i poszłam się przejrzeć w lustrze celem podziwiania ostatecznego efektu, uznałam, że nigdy tak nie wyjdę. Serio, mogłabym straszyć dzieci! Czym prędzej zmazałam połowę zmarszczek. Dalej wyglądałam strasznie. Ale chociaż nie bałam się przeglądać w lustrze.

Źródło

czwartek, 24 lipca 2014

Kółko filmowe Redhead (1): Tim Burton

Pamiętacie, jak kilka tygodni temu, w notce poświęconej twórczości Stephena Kinga pisałam, że zamierzam wprowadzić na blogu dwa cykle niezwiązane z kosmetykami? Dziś kolejna notka z tego nurtu, tym razem poświęcona filmowi.

Zacznę od tego, że jeszcze dwa-trzy lata temu na pewno nie odważyłabym się pisać o filmie. Mniej więcej do osiemnastego roku życia całkowicie ignorowałam tę część kultury, uznając książki za jedyne medium zdolne przekazać ciekawą historię. Co mogę powiedzieć? Głupia byłam. Jakoś tak w okolicach osiemnastki zabrałam się za nadrabianie braków. W tamtym okresie bardzo wciągnęłam się między innymi w twórczość reżysera, o którym będzie traktować dzisiejsza notka. Generalnie od tego momentu dużo oglądałam. A potem spotkałam na swojej drodze popkulturowego zjeba (nie, nie chodzi mi o Quentina Tarantino), który obecnie jest moim mężem. Od tego czasu wręcz chłonę filmy.
Mimo tego, że bardzo dużo już widziałam, zaległości stworzone do osiemnastki ciągle depczą mi po piętach. Moja mama, największy pszczyński filmoznawca, ciągle łapie się w szoku za głowę kiedy mówię, że nie widziałam jakiegoś "klasycznego" filmu. A to "Szklanej pułapki", a to "Braveheart", a to "Szeregowiec Ryan" (tak, serio ich nie widziałam, ale już dawno nadrobiłam! Nie oceniajcie mnie.). Teraz już to zaakceptowała i nawet ostatnio nagrała mi "Ojca chrzestnego" (którego akurat widziałam już dawno).
Z tego powodu jeszcze do niedawna uważałam, że o filmie nie wiem zupełnie nic. Ale z tygodnia na tydzień łapałam się na tym, że uczestnicząc w rozmowach z ludźmi myślę sobie "o, to widziałam, to też, to też", byłam w stanie wymienić coraz więcej filmów, a im dalej w las, tym częściej na pytanie "a widzieliście to?" odpowiadała mi cisza. Zwykle mam problem z prowadzeniem rozmowy z nowo poznaną osobą, ale film stanowi zawsze dobry temat. I tak, wiem, że moja wiedza dalej jest zaledwie kroplą w morzu, ale kropla to już coś, prawda? 
Dlatego postanowiłam od czasu do czasu napisać coś o filmie. Nie liczcie jednak na ambitne recenzje filmów alternatywnych, analizę ujęć i zastosowanych technik, oraz wartości artystycznych. Będzie subiektywnie i dla przyjemności. A dziś kilka słów o moim ulubionym reżyserze. O nim:


poniedziałek, 21 lipca 2014

LE Essence Beach Cruisers: bronzer i błyszczyk

Niezależnie od tego jak daleko trzymałam się od kosmetycznego światka w okresie, w którym nie prowadziłam bloga, pozostał jeden nawyk, drobne uzależnienie, którego nawet nie chciałam zwalczać. Otóż zawsze kiedy znalazłam się w okolicy drogerii Natura, musiałam wejść i sprawdzić, czy jest jakaś nowa limitka Essence. Te limitkowe łupy to w zasadzie jedyne kosmetyki, które kupowałam dla przyjemności, a nie dlatego, że były mi potrzebne. I cieszę się bardzo, że akurat ten nawyk mi pozostał, bo ustrzeliłam trochę perełek, przede wszystkim lakierów (zwłaszcza Floral Grunge i edycja Biebera). Ostatnio dorwałam się do edycji Beach Cruisers.


czwartek, 17 lipca 2014

Catrice Minter Wonderland - lakier do paznokci

Mimo że moda na miętusy powoli przemija, naszła mnie ostatnio chęć, żeby zafundować sobie taki kolor na paznokciach. Akurat będąc w drogerii trafiłam na odpowiedni odcień lakieru Catrice o interesującej nazwie Minter Wonderland (nr 56).



wtorek, 15 lipca 2014

Nivea: balsamy do ust

O produkcie, który zamierzam dzisiaj pokazać było bardzo głośno już kilka miesięcy temu. Recenzję i notatki na jego temat pojawiały się na ogromnej liczbie blogów. Co ciekawe, większość recenzji była zdecydowanie pozytywna. Co jeszcze ciekawsze, szał nie mija. Nadal widzę zdjęcia i polecenia masła do ust Nivea na co drugiej stronie poświęconej kosmetykom. Więc dołożę swoje trzy grosze, chociaż od razu uprzedzam, że moja opinia nie będzie rewolucyjna (ani nawet kontrowersyjna). ;)


piątek, 11 lipca 2014

Clarena: Microcollagen & peptide luxury cream

Z uwagi na fakt, że od jakiegoś czasu się starzeję, ostatnio uważniej oglądam półki drogerii, których kiedyś nawet nie zaszczyciłabym spojrzeniem. Mimo że na razie nie mam szczególnie widocznych zmarszczek (poza bruzdami, które są ze mną mniej więcej od ukończenia liceum i niestety się pogłębiają), w myśl zasady, że lepiej zapobiegać, niż leczyć, zaczęłam się rozglądać za kremami przeciwzmarszczkowymi. Poprawka, nie szukałam kremu przeciwzmarszczkowego, ale bardzo silnie nawilżającego dla osoby 20+ z cerą mieszaną. A ponieważ takowego nie znalazłam (cera mieszana najwyraźniej nie potrzebuje bogatego, mocno nawilżającego kremu) zapytałam o radę swoją kosmetyczkę, a przy tym koleżankę, która trochę zna moją skórę. Doradziła mi ona opisywany dziś krem Clarena Microcollagen & Peptide Luxury Cream.

poniedziałek, 7 lipca 2014

MAC Stroke of midnight face palette (cool)

Z uwagi na fakt, że przez prawie rok nie napisałam żadnej recenzji kosmetyku, mam teraz mnóstwo produktów, o których koniecznie chcę Wam napisać. Są to na ogół perełki, których używam przez większość czasu i nie mogę się doczekać, żeby zacząć się nimi zachwycać, albo buble, które zostawiam sobie na stresujący dzień w celu poprawienia sobie humoru rzucaniem mięsem.
Dziś będzie jednak o ulubieńcu. Ulubieńcu ulubionej firmy w ulubionej formie i ulubionych barwach (no, może jednak trochę bardziej lubię odcienie brązu, ale chciałam wzmocnić siłę wypowiedzi ;)). Dziś będę słodzić, od razu uprzedzam, więc jeżeli ktoś akurat nie ma ochoty na wysłuchiwanie moich "ochów" i "achów" to odradzam dalszą lekturę.


czwartek, 3 lipca 2014

Cykliczny Przegląd Literatury Redhead (1): Stephen King

Na końcu notki znajduje się kilka słów wyjaśnienia związanego z dzisiejszą notką 
Bo dziś chciałam z Wami pogadać o królu (dosłownie) horroru, jednym z najbardziej poczytnych współczesnych autorów, który średnio wydaje więcej niż jedną książkę rocznie (serio, właśnie policzyłam: wg. wiki pierwszą powieść wydał w 1974 r. i jak dotąd napisał ich 50!), panie i panowie...


wtorek, 1 lipca 2014

Redhead is back! Tylko czy na pewno "red"? :)

Dziwnie się czuję witając Was po tak długiej nieobecności.Trudno mi w jednym słowie powiedzieć czym była spowodowana, bo była to kwestia nałożenia się na siebie kilku kolejnych wydarzeń. Najpierw uczyłam się do egzaminu na aplikację, potem podjęłam pracę, później starałam się jakoś przestawić na tryb życia osoby pracującej, a potem myślałam, że jakoś tak głupio wracać po roku niepisania. 
Mniej więcej do początku czerwca nie sądziłam, że jeszcze kiedykolwiek będę publikowała tu posty. I w zasadzie nie wiem co mi się stało, ale od jakiegoś miesiąca myśl, żeby podjąć prowadzenie porzuconego bloga pojawiała się w mojej głowie coraz częściej. W końcu uległam, w związku z czym dzisiaj, w trzecią rocznicę powstania bloga, w około rok od publikacji ostatniego posta, powracam. Będę się bardzo starała, żeby tym razem nie skończyło się na obietnicach, jak miało to miejsce po ostatniej dłuższej przerwie.
Tym niemniej, cieszę się, że tutaj jestem. I żeby nie marnować już większej ilości miejsca, waszego czasu i farby na klawiaturze, przejdę do kosmetycznej części postu, którą sobie na dziś zaplanowałam.

Nie tylko u mnie działo się dużo. Tyle samo, a może jeszcze więcej zmieniło się u moich włosów. ;) Zamierzam pokazać Wam etapy tej zmiany, żeby unaocznić fakt, że farbowanie wcale nie musi powodować ruiny kosmyków, nawet jeżeli marzy się Wam dosyć jasny kolor.
Jeżeli czytaliście mnie przed przerwą, wiecie, że od kilku lat nosiłam długie, praktycznie prosto ścięte włosy w kolorze ognistej czerwieni. 


LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...