Jakiś czas temu otrzymałam do przetestowania zestaw kosmetyków firmy Rimmel. Wśród nich znalazła się czwórka cieni do powiek. Póki co nie miałam okazji przetestować tej części oferty firmy Rimmel, więc z tym większą przyjemnością przystąpiłam do maziania się. :)
Kolory są bardzo ładne i bardzo moje. Są dwa fiolety (wiadomo, każdy widzi kolory nieco inaczej, ale górny cień, w mojej opinii, naprawdę ma w sobie coś z fioletu ;)), turkus z brokatowymi drobinkami, oraz piękny, neutralny złotobeż. ;) Gdybym mogła sama wybrać wersję kolorystyczną, na pewno zdecydowałabym się właśnie na tę. Na powierzchni cieni wytłoczone są poduszkowe wzorki, oraz korona - logo firmy. W zależności od koloru (a co za tym idzie - struktury cienia), wzory ścierają się z różną prędkością. Całość zamknięto w czarnej, lśniącej ramce. Wieczko zrobiono z przezroczystego plastiku, który szybko się rysuje i brudzi (patrz zdjęcie nr 2), przez co przyjemne dla oka pudełeczko szybko zaczyna wyglądać po prostu brzydko.
Aplikator - jak zwykle w przypadku tych maluchów z gąbeczkami dołączanych do tego rodzaju cieni - jest słaby i w mojej opinii w ogóle nie przydatny.
Same cienie są - jak już wspominałam - bardzo różne. Dosyć dobre krycie ma jedynie turkus - to w ogóle najlepszy cień w całej czwórce. Jako jedyny jest stuprocentowo gładki, nie pyli się i jest zdecydowanie najtrwalszy. Z jaśniejszym fioletem i beżem też da się pracować - obydwa mają średnie, ale jeszcze przyzwoite krycie. Beż dosyć mocno się pyli. Ciemniejszy fiolet jest najsłabiej napigmentowany i dlatego - mimo że poza tym pracuje się z nim nieźle - nie znalazłam dla niego zastosowania w swoim makijażu.
W kwestii trwałości: jest nieźle. Cienie nie rolują się, ani nie spływają. Po około sześciu godzinach zaczynają znikać z moich nieco tłustych powiek. Należy dodać, że kolor, jaki uzyskuje się na powiekach jest znacznie jaśniejszy, niż zaprezentowany poniżej.
Podsumowując: choć zaprezentowany tutaj zestaw cieni nie jest zły, na mnie osobiście wrażenia nie zrobił. Znam mnóstwo cieni o lepszej pigmentacji i trwałości, które da się kupić za mniej. Może gdybym nie spotkała na swojej drodze Inglotów, czy Sleeków byłabym pod większym wrażeniem. Dużym plusem czwórki są kolory - wszystkie są ładne, nietuzinkowe i dobrze do siebie pasują.
Te cienie nie są bublem, ale uwzględniając, że zestaw kosztuje 30 zł, uważam, że lepiej zdecydować się na 3 cienie Inglot Freedom System, bądz paletkę Sleeka.
Jakos nie bardzo mi sie te kolorki tak lacznie podobaja...
OdpowiedzUsuńNie miałam nigdy cieni z Rimmela i raczej mnie nie kuszą :)
OdpowiedzUsuńkolorki faktycznie ładne :)
OdpowiedzUsuńŁadne kolory szkoda, że pigmentację maja kiepską.
OdpowiedzUsuńSzkoda, zwłaszcza, że to takie kolory, które powinno być widać.
UsuńTurkus piękny :)
OdpowiedzUsuńAmen. Mam wersję z brązami ale jednak nie zaryzykowałam wyjścia w nich do ludzi :/
OdpowiedzUsuńJa właśnie też mam na tyle dużo lepszych cieni w tych kolorach, że i u mnie zastosowanie tej czwórki jest praktycznie zerowe.
UsuńNie przepadam za paletkami tego typu, i zgadzam się z tym że lepiej zainwestować w 3 cienie z inglota za taką cenę :)
OdpowiedzUsuńKolory ładne, ale ogólnie średniak...
OdpowiedzUsuńA mi kolorki srednio przypadły do gustu, nie moja paletka kolorystyczna :(
OdpowiedzUsuńkosmetycznieee.blogspot.com
kolorki nie dla mnie, fioletu i tego morskiego bym nie używała.. a cena na prawdę wysoka! lepiej zainwestować w paletę sleeka.
OdpowiedzUsuńKolorki nie za bardzo mnie przekonują,jedynie turkus jest ładny:)
OdpowiedzUsuńŚrednie te kolory,nie wywołały u mnie zachwytu.
OdpowiedzUsuńFajna kompozycja cieni. Ale pedzelek pacynka oczywiście nie jest przydatny do niczego
OdpowiedzUsuń