sobota, 31 grudnia 2011

Nowy Rok! ;)


Zdjęcie pochodzi stąd.

Kochane, życzę Wam udanej zabawy sylwestrowej, niezależnie od tego gdzie i w jaki sposób zamierzacie ją spędzić. 
Życzę Wam również dużo szczęścia w Nowym Roku, mam nadzieję, że będzie on lepszy od tego, który dzisiaj żegnamy. Życzę Wam, by zawsze byli przy Was Wasi bliscy, by spełniły się Wasze najskrytsze marzenia.

Do siego roku!

piątek, 30 grudnia 2011

Lirene: cera normalna i mieszana - krem jedwabiście regenerujący na noc


Ponieważ mój ulubiony krem na noc z Nivei, raz jest, a raz go nie ma, zmuszona jestem od czasu do czasu wymieniać go na inny. Kiedyś robiłam to z pewną obawą - moja skóra bardzo różnie reagowała na zmianę kosmetyków. Teraz przekonałam się, że jeżeli tylko cerę będę obserwować, to nawet gdy jakiś produkt nie będzie jej odpowiadał, jestem w stanie poradzić sobie z problemem, zanim z małego,  zamieni się w duży. Ostatnio chętniej testuję kremy. ;)


Krem Lirene zamknięty jest w solidnym, wygodnym opakowaniu. Jest plastikowe, ale wykonane starannie - nie ma problemów z odkręcaniem, nie pęka nawet jak spadnie, wygodnie się z niego korzysta. Sam krem zabezpieczony jest folią - jest widoczna na ostatnim zdjęciu. Produkt dodatkowo zapakowany był w tekturowe opakowanie. Byłam pewna, że zrobiłam zdjęcie, ale jednak okazało się, że nie.


Powyżej możecie przeczytać, co o produkcie napisał producent. 
Objętość kremu to 50 ml, kosztował ok 12-14 zł. Ma piękny, bardzo przyjemny zapach.


Produkt ma bardzo ciekawą konsystencję. Jest ona bardzo gęsta, wręcz jakby zbita. Mimo tego, kosmetyk rewelacyjnie się rozprowadza, jest niesamowicie kremowy i bardzo przyjemnie otula skórę. Gęsta konsystencja wpływa jednak na wydajność produktu - by posmarować twarz, trzeba nałożyć go o wiele więcej, niż innych kosmetyków tego typu. 
Zanim przejdę do sposobu działania kremu, chciałam zaznaczyć, czego od takiego kosmetyku oczekuję. Ważne jest dla mnie, by formuła kremu sprawiała, że kosmetyk działa przez całą noc, a nie wchłania się od razu. Dzięki temu jego działanie (głównie regenerujące - ta cecha jest dla mnie najważniejsza) daje lepsze rezultaty.
W zakresie moich wymagań, krem sprawdził się idealnie. O tym, że jest gęsty i treściwy, pisałam już na początku. Kiedy wsmaruję go w twarz, np o godzinie 20, to zanim pójdę spać - koło 24 nie jest on jeszcze w pełni wchłonięty. Bezpośrednio po nałożeniu kosmetyku, skóra jest gładka i odprężona. Jednorazowe użycie likwiduje drobne niedoskonałości, odrobinę rozjaśnia przebarwienia, tak, że rano skóra jest promienna i nie widać na niej zmęczenia. Regularne stosowanie potęguje ten efekt.


Podsumowując: jestem w pełni zadowolona z działania kremu Lirene. Jedyną jego wadą jest - w mojej opinii - niska wydajność produktu, ale ponieważ cena nie należy do najwyższych, mogę mu to wybaczyć.

czwartek, 29 grudnia 2011

Lily Lolo: Flawless Matte - mineralny puder sypki



Moje zainteresowanie minerałami doprowadziło mnie swego czasu do firmy Lily Lolo. Przeglądając ich produkty, zdecydowałam się na puder Flawless Matte.


Kosmetyk zamknięty jest w bardzo estetycznym, superwygodnym opakowaniu. Chciałam zwrócić Waszą uwagę na pomysłowe sitko. Nie jest ono - jak w innych kosmetykach tego typu - nakładką na całe opakowanie, lecz jedynie na pół. Oprócz tego mamy jeszcze obracaną przesłonkę, która umożliwia szczelne zamknięcie kosmetyku. Ma to wiele plusów - przede wszystkim kosmetyk nie wysypuje się - a co za tym idzie - nie marnuje. Umożliwia to noszenie go przy sobie i wykonywanie poprawek w ciągu dnia.


Teraz pozwolę sobie przytoczyć kilka obietnic producenta:

Biały puder matujący o właściwościach absorbujących sebum, zapewnia nieskazitelne wykończenie makijażu.
Nasz nagrodzony puder matujący jest wolny od ostrych chemikaliów, nanocząsteczek, parabenów, tlenochlorku bizmutu, talku, sztucznych barwinków,  jest bezzapachowy i bez konserwantów
Lekki i pięknie rozdrobniony matujący puder pozwala makijażowi utrzymać się przez długi czas
Puder matujący zapewnia delikatną ostrość makijażu, idealne wykończenie oraz redukcję drobnych zmarszczek i skaz
Wybierz puder matujący, aby kontrolować świecenie się Twojej skóry
100% naturalny
Może być używany przez wegetarian i wegan

Opis pobrany ze strony produktu



Zanim zacznę omawiać jego właściwości, chciałam zaznaczyć, że przed zakupem tego kosmetyku, stosowałam inny sypki puder - najzwyczajniejszy z Essence (Fix Matte!). Miał on wiele plusów - w zasadzie to miał same plusy. Początkowo uznawałam go za najlepszy puder jaki kiedykolwiek miałam - jednakże później okazało się, że zapycha. Dlatego właśnie zdecydowałam się na mineralny odpowiednik.
Ale wróćmy do Flawless Matte. Po pierwsze - kosmetyk na pewno jest bardzo wydajny. Po drugie - bardzo dobrze się nakłada. Owszem, w pierwszej chwili nieco bieli - zwłaszcza, jeżeli użyjemy go zbyt dużo - ale po roztarciu, nie ma śladu po tym efekcie. Puder bardzo ładnie matuje. Nie jest to jednak ten typ matu, który sprawia, że buzia wydaje się wręcz nienaturalna. Kosmetyk nie przyćmiewa naturalnego blasku twarzy, a jedynie trzyma w ryzach wydzielane sebum. W mojej opinii jest to zaleta, nie wiem jednak, czy dla osób posiadających cerę tłustą nie będzie zbyt słaby. 
Podobnie jest z trwałością - po wzmiankowanym Fix Matte, moja buzia nie świeciła się wcale, aż do zmycia makijażu. W wypadku kosmetyku Lily Lolo - poprawki niestety są konieczne. Jednakże, wolę słabszy efekt bez zapychania. 
Jedynym minusem opisywanego dziś pudru w porównaniu z Essence'owskim, jest fakt, że po użyciu tego drugiego skóra była idealnie gładka, bardzo przyjemna w dotyku. Lily Lolo nie daje tego efektu.


Podsumowując: puder Flawless Matte jest bardzo dobrym kosmetykiem. Jak już wspomniałam - nie wiem, jak będzie sobie radził u kogoś, kto ma większy problem z wydzielaniem sebum. Ja jestem z niego bardzo zadowolona, ponieważ moje potrzeby spełnia w 100%.

środa, 28 grudnia 2011

Współpraca: head&shoulders


Jeszcze przed świętami odezwała się do mnie pani Kasia reprezentująca firmę head&shoulders. Już dziś przyszła do mnie paczka z nowymi produktami pochodzącymi z ich oferty. Znalazłam w niej kosmetyki z 3 linii:


Linia Jedwabista Miękkość - z dodatkiem składników nawilżających, do włosów zniszczonych i puszących się.


Linia Citrus Fresh - przeznaczona do włosów przetłuszczających się, dokładnie oczyszcza skórę głowy i włosy, zapewniając im lekkość, świeżość i orzeźwiający cytrusowy zapach.


Codzienna pielęgnacja - klasyczna linia kosmetyków przeciwłupieżowych do włosów normalnych. Tak łagodna, że może być stosowana codziennie

Zapraszam, już niedługo recenzje!

Opisy kosmetyków pochodzą z wiadomości przesłanych przez firmę head&shoulder.

wtorek, 27 grudnia 2011

Essence: Metallics - kredka do oczu



Kupiłam tę kredkę, ponieważ uznałam, że będzie dobrą bazą pod codzienny makijaż. Mimo tego obecnie praktycznie jej nie używam. Dlaczego? Na pewno nie dlatego, że to kosmetyczny bubel - po prostu posiadam kosmetyki, które lepiej się nadają do zadań, do których miała być stosowana.
Z góry też chciałam przeprosić za jakość zdjęć - pogoda dzisiaj okropna, a ja nie posiadam zasobów zdjęć na taką ewentualność. Myślę, że zmienię to w przyszłości. ;)


Metallics jest kredką typu jumbo - a więc z zasady przeznaczoną raczej do kolorowania całego oka, niż do robienia kresek. Jej kolor uważam za rewelacyjny - moim zdaniem świetnie nadaje się jako baza pod codzienny, lekko błyszczący, makijaż oka.


Dzięki swemu wykończeniu, kolor kosmetyku prezentuje się kompletnie inaczej w zależności od tego, czy patrzymy "z góry", czy też zerkamy nań pod światło. W pierwszym przypadku zobaczymy nieco przybrudzony brąz, w drugim zaś - kolor starego złota.


W kwestii właściwości: kredka dobrze rozprowadza się po powiece i ładnie łączy z cieniami, które na nią nałożymy. Trwałość - niestety typowo "kredkowa", ale osobiście kupując kredkę, raczej liczę się z tym, że będzie znikać z powieki szybciej niż cień, czy eyeliner. Do jej niewątpliwych zalet należy to, że nie "wędruje" po powiece, a także - zabezpieczona cieniem lub pudrem - niezbyt szybko zbiera się w jej załamaniu (a zdarza się, że nie zbiera się wcale ;)).
Tak kosmetyk wygląda na oku (sam, bez innych cieni, czy baz):



Wybaczcie moje nieuczesane brwi, a także brak przykładowego makijażu z użyciem kredki, ale dziś luby mój wrócił z przerwy świątecznej i wielce zajęta byłam jego witaniem. ;)
Podsumowując: kredka z serii Metallics jest dobrym produktem w sensownej cenie. To, że nie znalazła zastosowania u mnie, nie znaczy, że tak będzie i z Wami, bo - jak wiadomo - gusta są różne.

Korzystając z okazji, chciałam Wam pokazać jeszcze jeden, nieco spóźniony, prezent świąteczny:


Bardzo się z niego cieszę, ponieważ nie miałam jeszcze okazji spróbować kosmetyków tych firm (poza maseczką Dermiki). Już niedługo recenzje - zapraszam!

poniedziałek, 26 grudnia 2011

Prezenty świąteczne + przypomnienie o konkursie


Dziś, zgodnie z obietnicą, pokażę Wam prezenty, które otrzymałam w tym roku od Dzieciątka (bo w ten sposób się u nas mówi). Od jutra wracamy do merytorycznych postów. :)



Po pierwsze: kufer na kosmetyki. Jest naprawdę olbrzymi. ;) Zmieściła się w nim cała moja kolorówka i jeszcze trochę miejsca zostało (acz niewiele ;)).


Po drugie: przepiękny wazon. Zdjęcie nie oddaje jego uroku. Wzory "na żywo" prezentują się naprawdę czarująco. ;)


Płyty z największymi przebojami z bajek Disney'a. Dla mnie i narzeczonego prezent wprost wymarzony (zwłaszcza do auta ;)).


Nową książkę Stephena Kinga. ;)


Szczotkę do włosów.


Superwygodne spodnie od dresu (z tego prezentu cieszę się chyba najbardziej - uwielbiam chodzić po domu w takich ciuchach ;)).


Pędzelek, kasetkę na 10 cieni, a do niej dodatkowo jeszcze 5 cieni - wszystko z Inglota. ;) Cienie, które dostałam pokażę w grudniowym poście zakupowym. 

A jak tam Wasze prezenty? :)


Chciałam także przypomnieć o konkursie. 
Jestem trochę zaskoczona, bo póki konkurs był rozdaniem, zgłosiło się do niego 70 osób w jeden dzień. Pod notką o konkursie jest zaledwie 45 komentarzy, z czego połowa to uzupełnienie wpisów osób, które zgłosiły się wcześniej. Dalej dziewczyny, przecież odpowiedź nie musi być długa! Zapraszam do zgłaszania się, czas macie do 1 stycznia 2012 roku, a notka, pod którą należy się wpisać znajduje się tutaj.


niedziela, 25 grudnia 2011

O moich Świętach słów kilka ;)


Dziś część druga opowieści o mojej wigilii. Po pierwsze: kolejne smakołyki:


Z tego co wiem, te dwa desery nie są przygotowywane w całej Polsce, więc kilka słów o nich.


Makówki, czyli mak z mlekiem, masłem i bakaliami, przełożony namoczoną w mleku słodką bułką. To jedno z moich ulubionych świątecznych dań. Deserem jest jedynie pozornie, bowiem mój tata zwykł jadać je z rybą.


Moczka, czyli ulubiony deser mojej mamy (którego ja nie lubię ;)). Jego podstawą jest namoczony w ciemnym piwie piernik oraz mnóóóstwo bakalii. Nasz ma konsystencję budyniu, ale inni przyrządzają go nawet w formie zupy. ;)



A tutaj tak zwana "szpajza", czyli deser oparty na bitej śmietanie i malinach. Na pewno niedługo zamieszczę przepis, ponieważ wszyscy nasi goście go uwielbiają - jestem pewna, że i Wam zasmakuje. ;)


Jednakże moim ulubionym świątecznym przysmakiem nie są desery, lecz kapusta z grzybami. Uwielbiam ją i mogę pochłaniać w każdej ilości.


A tutaj nasza choinka. Jak zwykle kolorowa. ;)



W ten sposób nakryty był stół przed wczorajszą kolacją. Niezbyt dobrze to widać, ale do każdego nakrycia dołączona była wiązanka z roślin rosnących w naszym ogrodzie - między innymi choinek. ;) Nakrywanie stołu to moja specjalność. 


Jutro pokażę Wam prezenty, które dostałam. ;) Dziś z powodu natłoku gości nie zdążyłam zrobić im zdjęć.

A jak tam Wasze święta? :)

sobota, 24 grudnia 2011

Wesołych Świąt!



Staropolskim obyczajem,

gdy w Wigilię gwiazdka wstaje,
Nowy Rok zaś cyfrę zmienia,
Wszyscy wszystkim ślą życzenia.
Przy tej wdzięcznej sposobności,
życzę Wam moc radości,
dużo śniegu, smacznej rybki,
lekkiej i nie groźnej chrypki,
uśmiechu od ucha do ucha,

zdrowia i pogody ducha.

I żeby Wam się dążyło
z roku na rok lepiej było,
a Boże Dziecię nieustannie Błogosławiło.


piątek, 23 grudnia 2011

Przygotowań do wigilii część pierwsza ;)



Uwielbiam gotować, dlatego postanowiłam pokazać Wam w jaki sposób przygotowujemy się do świąt. Dziś zrobiłyśmy część deserów, oraz kilka "dodatków" do dań głównych. W tej notce pokażę Wam dwa z wykonanych przez nas ciast.


Po pierwsze: babka. Ale nie zwyczajna, tylko absolutnie rewelacyjna. ;) To dla mnie jeden z największych symboli świąt. Do jej pieczenia dodaje się tyle samo orzechów, ile mąki, a do tego jeszcze czekoladę. Na koniec "wlewa się" w nią napar z kawy i koniaku, dekoruje polewą z mlecznej czekolady i mielonych orzechów. Pycha!


Ciasto numer dwa to tegoroczny eksperyment. Jest to wariacja na temat angielskich brownie. Z powodu kilku różnic, ciasto nie jest tak zbite jak oryginał, lecz nieco lżejsze, co w mojej opinii jest zaletą. ;) Na zdjęciach poniżej możecie zobaczyć, że jest czarne jak węgiel.


A tutaj kawałeczek dla Was. Jednocześnie chciałam Wam życzyć wspaniałych i ciepłych świąt Bożego Narodzenia. Mam nadzieję, że będą dokładnie takie, jak sobie wymarzyliście. 


Wesołych Świąt!

Jeżeli zainteresował Was któryś z przepisów, to dajcie znać w komentarzu - postaram się zamieścić dokładną recepturę podczas świąt. Jutro postaram się dodać jeszcze jedną króciutką notkę związaną z przygotowaniami. Zapraszam!

czwartek, 22 grudnia 2011

TAG: 5 noworocznych kosmetycznych postanowień

W kwestii TAGa dotyczącego postanowień noworocznych, postanowiłam się wypowiedzieć i ja. Do zabawy zaprosiła mnie canddygirrl oraz karotka.

Zasady:
1. Piszemy kto nas oTAGował.
2. Wymieniamy 5 postanowień noworocznych.
3. TAGujemy kolejnych 5 blogerek.

Moje postanowienia:
1. Przestanę obsesyjnie nabywać kolorówkę wszelkiego rodzaju, zwłaszcza stare limitki Essence.
2. Wrócę do regularnego olejowania włosów.
3. Zacznę regularnie malować paznokcie.
4. Nie będę zapominać o użyciu ulubionych perfum.
5. "Otworzę się" na nowe kremy do twarzy i szampony do włosów, zamiast z uporem maniaka kupować wciąż te same.

Do zabawy zapraszam tradycyjnie wszystkich, którzy mają ochotę odpowiedzieć na TAGa. Chciałam nawet wymienić, ale przedświąteczne zamieszanie spowodowało, że mam dokładnie 10 minut na napisanie notki. ;)

środa, 21 grudnia 2011

NYX Peach Bellini - szminka



Wokół szminek NYXa było swego czasu tyle samo zamieszania, ile wokół paletek Sleeka. Wydawało mi się, że ma je każdy, sama miałam chrapkę na co najmniej kilka. Zamówiłam je już dawno, ale niestety trafiłam na nierzetelnego sprzedawcę i szminek nie dostałam do dziś. Za drugim razem miałam jednak więcej szczęścia i dotarły do mnie trzy pomadki. Dziś kilka słów o jednej z nich.


Peach Bellini to szminka z gatunku tych szałowych. :) Kolor jest bardzo intensywny, zdecydowany, w opakowaniu wygląda na strasznie "bijący" po oczach, wręcz lekko fosforyzujący. :) Na ustach jednak, staje się grzeczniejszy, ponieważ jego wykończenie jest raczej półprzezroczyste.


Pomadki są zamknięte w okrągłych, prostych opakowaniach. Z jednej strony mamy małą próbkę koloru, z drugiej informacje dotyczące nazwy i oznaczenia szminki.


Na dłoni szminka jest intensywnie różowa z lekką domieszką brzoskwinki. Posiada bardzo dużo drobnych, lecz mocno błyszczących drobinek. Kiedy jednak uwzględni się, że usta mają nieco inny niż dłoń, bardziej zbliżony do samej pomadki, kolor, wyjdzie na to, że wargi wyglądać będą na podkreślone jedynie lekko.
Jakość szminki nie współgra, niestety z fenomenalnym wyborem kolorów. Pomadka jest nieprzyjemna w zetknięciu z ustami, a warstwa utworzona na wargach pod względem faktury przypomina mi... świeczkę. ;) Nie roztopiony wosk, ale świeczkę samą w sobie. ;) Kiedy pocieramy wargą o wargę szminka zbiera się w jednym miejscu, a znika z innego. 
Nie zauważyłam, by pomadka wysuszała usta, ani by podkreślała suche skórki. W kwestii trwałości - jest średnio, ale nie najgorzej. ;)





Podsumowując: kolory, nazwy, opakowania - tak, jakość - nie. Może jeszcze kiedyś nauczę się ją nosić, ponieważ szkoda byłoby nie wykorzystać możliwości noszenia tak pięknych kolorów. Póki co, raczej nie zdecyduję się na kolejne.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...