poniedziałek, 19 grudnia 2011

Essence: Circus circus - woda toaletowa



Szczerze powiedziawszy, nie sądziłam, że będę kiedykolwiek pisać o perfumach (tudzież wodach toaletowych). Myślałam, że nie umiem opisywać zapachów i, że to ogólnie bez sensu, bo jak można słowami wyrazić coś, co odczuwalne jest tylko przy pomocy zmysłu powonienia. Uznałam jednak, że może moja subiektywna opinia wyrażona w moich subiektywnych słowach może się komuś przydać. :) A nuż ktoś ma podobne odczucia, jak i ja.


Na opakowaniu bardzo wyraźnie zaznaczone jest, że zawartość alkoholu to 80%. To ważna informacja, bo ilość alkoholu wskazuje trwałość zapachu. 60-85% to woda toaletowa, a 80-90% - woda perfumowana. Jak widać zapach Essence nie wypada wcale najgorzej.


A teraz kilka słów o zapachu. Zmienia się on w miarę utraty intensywności. Po pierwszym psiknięciu przypomina mi bardzo jedne z moich ulubionych perfum - różowe Lacoste. Po krótkiej chwili zapach ewoluuje, jest mniej intensywny, ale wciąż ładny. Dla mnie najbardziej wyczuwalne nuty to soczysty i świeży zapach cytrusopodobny, oraz delikatna nuta kwiatowa. Nie jest to jednak kwiat o słodkim zapachu, lecz energetyzujący, przyjemnie pobudzający. 
Nie potrafię znaleźć nigdzie opisu składników, a szkoda.
Jednakże zapach uważam za bardzo uniwersalny. Myślę, że przypadnie do gustu szerokiej rzeszy osób.


Cena wody toaletowej to 29,99 zł. Nie będę polecać lub nie, bo perfumy to kwestia najbardziej ze wszystkich uniwersalna. Tym niemniej myślę, że warto się zainteresować. 

niedziela, 18 grudnia 2011

MAC: Mineralize SPF 15 Foundation/Loose - podkład mineralny


Ponieważ bardzo cenię kosmetyki Maca, postanowiłam pewnego dnia, że zamiast kupować kolejne szminki, których używać będę rzadko, zacznę kompletować kosmetyki, których mogę używać w codziennym makijażu. Postanowienie to spełniam sumiennie. ;) Co prawda jeszcze trochę mi brakuje, ale podstawię makijażu, czyli podkład mam i używam już od dawna. :)


Produkt zamknięty jest w charakterystycznym i bardzo uroczym opakowaniu. Czy uważam je za praktyczne? O tym poniżej.
Kosmetyk kosztuje 127 zł i jest bardzo wydajny. Kupiłam go jakoś pod koniec września i - mimo codziennego stosowania - zauważyłam o wiele mniejszy ubytek niż bym się spodziewała. Myślę, że wystarczy go jeszcze co najmniej na kolejne 3 miesiące, czyli w sumie pół roku używania, co uważam za całkiem niezły wynik.
Cerę mam dosyć jasną, a posiadany przeze mnie odcień - Light Medium - był bodajże trzecim w kolejności najjaśniejszym. Myślę zatem, że każdy znajdzie kosmetyk dostosowany do swojej skóry, ponieważ wybór jest dosyć duży.


Na nalepce nie znajduje się zbyt wiele informacji. ;) Powyższa naklejka odkleja się, ale znajdują się pod nią jedynie informacje dotyczące środków ostrożności. ;) 
Teraz kilka słów o opakowaniu, ponieważ jest bardzo zmyślne. Mac wyszedł naprzeciw kobietom, które - w przeciwieństwie do mnie - nie mają bzika na punkcie pędzli. Do uchwytu przytwierdzona była bowiem gąbeczka powleczona kawałkiem materiału, który dało się zdjąć i uprać. W opakowaniu była również druga, zapasowa. Wybaczcie brak zdjęcia, ale zostawiłam tę gąbeczkę w domu. Obiecuję dodać jej zdjęcie. Pan w salonie Maca zapewnił mnie, że gąbeczka ta idealnie nadaje się do dozowania kosmetyku. Ja jednak kocham pędzle kabuki, więc - niestety - nie skorzystałam z proponowanego przez firmę sposobu. ;)
Dodatkowo pyłek zabezpieczony jest drugą, bardziej zbitą gąbką. Jej zastosowanie jest już typowo "zabezpieczające". ;)


Kosmetyk przesypuję do szklanej miseczki, ponieważ wygodniej mi w niej "wetrzeć" go w pędzel. 
Podobno w zależności od tego, czy produkt aplikować będziemy poprzez wklepywanie, czy poprzez wcieranie kolistymi ruchami, efekt będzie nieco odmienny. Osobiście tego nie zauważyłam, ale może to dlatego, że ja mieszam obydwie metody w zależności od tego, która z nich jest wygodniejsza na poszczególnych częściach twarzy. ;)


A teraz najważniejsze: właściwości. Kosmetyk dobrze się rozprowadza, na twarzy nie tworzy zgrubień, nawet gdy krem nie wchłonął się idealnie. Absolutnie nie włazi w pory, jest bardzo delikatny. Krycie - po pierwszej warstwie - jest średnie. Dla mnie wystarczy, ale jeżeli ktoś ma do ukrycia więcej, to wystarczy, że nałoży na twarz dodatkową warstwę, ponieważ krycie da się budować. Nie tworzy efektu maski, nie podrażnia, nie waży się, wytrzymuje na twarzy cały dzień. Chyba nigdy nie miałam podkładu, z którego byłabym aż tak zadowolona. Oczywiście - duży procent mojego uwielbienia bierze się z faktu, że kosmetyk jest idealnie dobrany pod względem odcienia. I tu kolejny plus dla Maca: w ich salonach konsultanci zawsze mają dla Ciebie czas. Kiedy kupowałam poprzednie minerały w Douglasie (czyli - jakby nie było - miejscu, gdzie na zakupy wydaje się spore pieniądze, a więc i obsługi wymagać można) pani owszem, podeszła, wskazała dwa regały, obiecała, że wróci i tyle ją widziałam. A przecież w sklepie - bez odpowiednich akcesoriów - trudno sprawdzić samemu podkład, zwłaszcza mineralny. Do tego dochodzi światło charakterystyczne dla danego miejsca, które sprzedający zna, a klient nie.
Dość narzekania. Spójrzcie na efekt:


Podsumowując: tak, tak, i jeszcze raz tak! W tym podkładzie odpowiada mi wszystko! To najlepszy kosmetyk tego typu jaki miałam. W jego wypadku nawet dosyć wysoka cena mi nie straszna. Na pewno kupię ponownie.

sobota, 17 grudnia 2011

Limited Edition: Essence: Circus Circus


Chciałam napisać Wam dzisiaj o czymś innym, nawet już przygotowałam zdjęcia, kiedy podczas szybkiego wyjścia na zakupy udało mi się kupić coś, na co polowałam już od kilku tygodni. Upragnioną limitkę Essence Circus Circus. Kupiłam kilka rzeczy (mniej niż bym chciała ;)), bo w grudniu jak zwykle ciężko. ;)


Zdecydowałam się na złoty cień w kremie, grafitowy eyeliner z brokatem i wodę toaletową - ze względu na przepiękną buteleczkę.


Wodę dostajemy w pięknym, bardzo porządnie wykonanym tekturowym pudełeczku, który u mnie na pewno znajdzie jakieś zastosowanie. :) Buteleczka jest zakręcana na zwykły korek, który należy zastąpić pompką z tym cudownym przyciskiem.


Całość wygląda tak. Dla mnie cudo - pięknie prezentuje się na toaletce.


Pozostałe kosmetyki również mają piękne opakowania, jednak nie robią na mnie aż takiego wrażenia. ;) Złoty cień wzięłam, ponieważ zorientowałam się, że w swoich (dosyć sporych) zbiorach takiego nie posiadam. Eyeliner "wpadł", ponieważ ich chyba nigdy nie ma się zbyt dużo. ;)


Pierwsze wrażenia? Bardzo, żałuję, że nie wzięłam pozostałych cieni. Jak widzicie rozprowadzają się bardzo równo, mają jednolitą konsystencję i dosyć dobrą pigmentację. Złotego eyelinera żal mi mniej, ponieważ uważam, że to nieco zbyt jasny kolor do robienia kresek. Jednakże, gdybym dysponowała większą kwotą pieniędzy na pewno wzięłabym oba.
A Wam jak przypadła do gustu ta limitowana edycja Essence?

piątek, 16 grudnia 2011

Zapowiedź: YSL Rouge Volupte


Mój ukochany narzeczony ofiarował mi dzisiaj przecudny prezent: szminkę, o której marzyłam od dawna:


Marzyłam o niej ze względu na cudowne opakowanie i rewelacyjne właściwości. Póki co nie zawiodłam się na niej, szminka posiada wszystkie zalety, o których ktokolwiek kiedykolwiek pisał.


Chyba mam nową ukochaną szminkę. :) Napiszę o niej kilka słów za niedługo. ;) A tak prezentuje się na ustach:




czwartek, 15 grudnia 2011

Sensique - Satin Touch




O szmince, o której dziś napiszę usłyszałam po raz pierwszy jeszcze przed wakacjami. Nie wiedzieć czemu, mojej Natury dotarły dopiero teraz. Ponieważ szalałam ostatnio z pomadkami wzięłam tylko jedną, na próbę. Kosztowała 6,99 zł.


Pomadki Sensique są mi już znane. Z recenzją innych (Volume&Shine) możecie się zapoznać tutaj.
Opakowanie: jest okropne. ;) Brzydkie, niesolidne, samo się otwiera, nawet dokładnie zamykając zamknąć się nie da. Opakowanie chybocze przy odkręcaniu, cały czas mam wrażenie, że zaraz mi wypadnie. Jednakże cena jest tak niska, a jakość tak dobra, że jestem w stanie wybaczyć kiepskie opakowanie.


Tak pomadka prezentuje się w świetle dziennym. Kolor sztyftu jest dosyć ciemny, jednakże na ustach nie rzuca się w oczy. Pomadka jest półprzezroczysta, więc i efekt wyważony. Satynowe wykończenie ma tę zaletę, że szminka jest strasznie miękka, kremowa, delikatna i bardzo miła w dotyku. Smarowanie się nią przypomina mi używanie dobrego balsamu do ust. Nie obciąża ust, jest ledwie wyczuwalna. Z tego co zauważyłam nie wysusza warg, nie trzeba mieć ich również idealnie wypielęgnowanych, by ją nosić. 
W kwestii trwałości nie mogę się wypowiadać, ponieważ jeszcze nie przetestowałam jej pod tym kontem. Zaktualizuję tego posta, kiedy będę mogła powiedzieć na ten temat więcej.
A tak prezentuje się na dłoni i na ustach:





Podsumowując: pomadki Sensique kupię zawsze, z chęcią i w dużej ilości. :) Polecam!

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...