środa, 31 sierpnia 2011

Zapraszam na moje rozdanie!

Już jakiś czas temu postanowiłam, że kiedy uda mi się osiągnąć liczbę 30 obserwatorów bloga zorganizuję dla Was rozdanie. Ponieważ ów dzień nadszedł zapraszam was do wzięcia udziału w zabawie. 
Chciałabym też bardzo podziękować Wam za to, że odwiedzacie mojego bloga, komentujecie moje posty. To na prawdę fajne uczucie, pisać i wiedzieć, że ktoś cię czyta, że nie piszesz w "eter". Od razu mam większe chęci do prowadzenia bloga. Z przyjemnością czytam wszystkie komentarze (a było ich jak dotąd ponad 200) i odwiedzam wasze blogi.
Dość wstępu, oto nagrody, które możecie wygrać:


A w zasadzie wszystkie nagrody prezentują się tak:

Do tego dorzucam jeszcze puder:


Wygrać można:
- Bioderma Sebium, antybakteryjny żel do mycia twarzy,
- Pharmaceris, specjalistyczny szampon normalizujący do skóry łojotokowej, 
- Uriage żel myjący CU-ZN (do cery podrażnionej i uszkodzonej,
- Vichy Homme bezzapachowy dezodorant,
- paletka cieni Wibo Colors Shine Shadow,
- kredka do oczu Miss Sporty,
- pomadka Perfect Color Lipstick Miss Sporty,
- lakier do paznokci Virtual z serii Coctails (żółty - jedyna rzecz, która nie jest nowa, był użyty 1 raz),
- cień Everyday Minerals Baby Sitter travel size,
- puder prasowany Constance Carrol nr 12,
- dwuetapowa maska do cery suchej Bielenda (recenzja tutaj),
- peeling i krem do stóp Granat Bielenda (recenzja tutaj).

Aby wziąć udział w konkursie należy dodać mojego bloga do obserwowanych i zostawić komentarz pod tą notką, w którym zgłaszacie się do konkursu wraz z podaniem nicka, pod którym obserwujecie bloga oraz adresu e-mail.
Jeżeli chcecie zwiększyć swoje szanse na wygraną możecie:
1. dodać mnie do blogrolla na swoim blogu,
2. napisać notkę o rozdaniu umieszczając w niej zdjęcie nagród,
3. dodatkowe los przyznam według własnego uznania osobom, które są ze mną od początku lub już wcześniej udzielały się na moim blogu.
Jeżeli spełniacie kryteria z punktów 1 i 2 prosiłabym, by to również znalazło się w komentarzu. Bardzo proszę o przestrzeganie zasady jedna osoba - jeden komentarz.

Jak widzicie do zgarnięcia są 4 losy. Rozdanie uważam za otwarte! Zakończy się ono 27 września (są to moje urodziny :)). Wyniki postaram się podać następnego dnia.
Osoby niepełnoletnie muszą posiadać zgodę rodzica lub opiekuna.
Wyboru zwycięzcy dokonam posługując się jakąś internetową maszynerią losującą. :)
Z ogłoszeń chciałam jeszcze dodać, że paczkę wysyłam na terenie Polski. :)

Oto zdjęcia nagród z bliska:




Zapraszam!

Wypad do Natury

Dzisiejszy dzień pokazał po raz kolejny, że jednak nie można mnie puścić samej na zakupy. I na nic się zdały miesiące oszczędzania, po przekroczeniu progu Natury jakbym o tym zapomniała. Kupiłam kilka rzeczy:



Wzięłam:
- bazę Kobo - już od dawna się na nią czaiłam, jestem strasznie jej ciekawa,
- szary pigment Kobo,
- paletkę korektorów Catrice, 
- słynny pędzelek-kulkę Essence,
- maskarę My Secret Extra Lash,
- pomadkę Sensique Volume&Shine nr 300 (recenzja tutaj),
- oraz 2 moje ukochane maseczki Dermiki (recenzja tutaj).

Chciałam Was prosić, żebyście napisały w komentarzach, recenzję którego kosmetyku chciałybyście zobaczyć w pierwszej kolejności. Postaram się dostosować do Waszych próśb.

Ponadto chciałabym zaprosić wszystkich do odwiedzenia mojego bloga wieczorem, ponieważ przygotowuję dla was niespodziankę. :)

wtorek, 30 sierpnia 2011

BeBeauty: Odżywcze masło do ciała z ekstraktem z passiflory Afryka

Ostatnio było sporo o makijażu dlatego dzisiaj wrócę do recenzowania pokazywanych ostatnio produktów pielęgnacyjnych z Biedronki. W dzisiejszej odsłonie masło Afryka.


Masło Afryka posiada podobne "parametry" jak opisywana kilka postów wcześniej Azja: zakręcane, wygodne w użyciu opakowanie mieszące 200 ml produktu, zabezpieczone ochronną folią. Cena kosmetyku również jest taka sama - kosztuje ok. 5,50 zł. Opakowanie jest w mojej opinii estetyczne, nieprzeładowane, po prostu ładne.


Podobnie jak w przypadku masła Azja, z tyłu znajduje się opis produktu. Mamy tu częściowo konkretne informacje, częściowo zaś pożywkę dla duszy, tzn treści dotyczące pobudzania naszych zmysłów i wyzwalania uczuć. Konkretne obietnice dotyczą odżywienia i nawilżania skóry oraz stymulowania mikrokrążenia i działania rewitalizującego.
Co z zapachem? Podczas pierwszej oceny stwierdziłam, że niespecjalnie mi się spodobał. Z biegiem czasu jednak przyzwyczaiłam się do niego i obecnie mogłabym nawet powiedzieć, że mi nie przeszkadza. Jest to co prawda zapach dosyć ciężki, bardziej na zimę niż na lato, ale ładny. W przeciwieństwie do swojego azjatyckiego odpowiednika nie ma problemu ze zbyt intensywnym efektem przy nakładaniu. Na skórze zapach utrzymuje się jednak bardzo długo - przez pierwszą godzinę czuć, że po prostu unosi się wokół nas - nawet bez zbliżania nosa do powierzchni nasmarowanej.


Konsystencja masełka jest odrobinę gęstsza niż Azji (takie przynajmniej mam wrażenie, jednak nie mam przy sobie odpowiednika, by porównać) i równie mokra - w taki przyjemny sposób tak, że ma się wrażenie, że skóra jest nawilżana od pierwszego momentu zetknięcia z masełkiem. Kosmetyk rewelacyjnie się rozprowadza, jest bardzo gładki i miękki. Pokrycie skóry równomierną jego warstwą zajmuje dosłownie moment, nie ma tu mowy o sytuacji, w której smarujemy i smarujemy, a jedyne co ukazuje się naszym oczom to jeszcze większa ilość kosmetyku do wchłonięcia. Masło bardzo dobrze odżywia skórę - używałam go podczas upałów mających miejsce kilka dni temu. Moja skóra była wtedy poszarzała, bardzo sztywna i krucha, a po użyciu tego masła stawała się gładka i miękka, od razu nabierała koloru. Wydaje mi się też, że kosmetyk przedłużał uczucie chłodu po zimnej kąpieli, które w tamtych dniach było na prawdę pożądane (choć może to tylko moje wrażenie).


Podsumowując: masełko Afryka w wielu względach odpowiada mi bardziej niż Azja. Jego jedynym (w mojej opinii) problemem jest zapach, który choć już mnie nie odrzuca to nadal nie jest w moim stylu. Nie wykluczam jednak, że na zimowe miesiące, do grzanego wina, to masło stanie się moim ulubieńcem.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Step by step: róż i granat

Postanowiłam zamieścić stepa, którego dziś przygotowałam. Proszę o wyrozumiałość, ponieważ do robienia zdjęć talent zawsze miałam średni, a i w kwestii makijaży czuję się o wiele mniej doświadczona niż większość z was.
I przepraszam za moje brwi. 
Do dzieła!
Dążymy do następującego efektu:



Na początek przygotowałam twarz. Użyłam podkładu Artdeco (klik), pudru e.l.f. (klik) i różu MAC (recenzja wkrótce). 


Powyżej wszystkie kosmetyki, których użyłam do makijażu oczu: paletki Sleek Bad Girl i Oh So Special, tusz do rzęs Kobo (klik), korektor pod oczy e.l.f. (klik), baza pod cienie e.l.f. (klik) oraz eyeliner Miss Sporty.



Na początek pod oczy nakładam korektor. Na powiekę aplikuję bazę pod cienie.


Na powiekę ruchomą nakładam jasnoróżowy cień.


Od wewnętrznej części górnej powieki do mniej więcej jej połowy nakładam cień w kolorze kości słoniowej (z braku lepszej nazwy). Dobrze jeżeli jest on połyskujący.


Od zewnętrznego kącika górnej powieki również mniej więcej do połowy nakładam różowy cień o kilka tonów ciemniejszy niż ten, który posłużył nam jako baza. Dokładność i precyzja nie są tu konieczne, ponieważ i tak zaraz będziemy rozcierać.


Tak jak zapowiadałam w poprzednim punkcie - rozcieramy wszystkie trzy cienie. Najciemniejszy staramy się wyprowadzić odrobinę w kierunku końca łuku brwiowego.


Teraz robimy w załamaniu powieki nieestetyczną kreskę granatowym cieniem...


...i kreskę tę rozcieramy do momentu, aż wyglądać będzie w odpowiadający nam sposób. Zmieniłam oko, na którym prezentuję step, ponieważ (jak zwykle) na tym wyszło mi ładniej. ;)
Odrobinę granatu, który rozcieraliśmy nakładamy również od zewnętrznego kącika dolnej powieki do 1/3 jej długości.


Aby rozświetlić makijaż, na całej powierzchni granatu robimy "stempelki" mocno połyskującym, jasnym cieniem. Rozcieramy. Odrobinę kładziemy także na dolną powiekę - zarówno na obszar, którego jeszcze nie malowaliśmy, jak i na kreskę zrobioną granatem.




Opcjonalnie dodajemy kreskę. Ja bardzo lubię czarne kreski, ale do tego makijażu świetnie będzie wyglądał zarówno granat jak i fiolet. Nie zapominamy o umalowaniu rzęs.

Voila! Tak prezentuje się całość:


Usta musnęłam odrobiną pomadki Sensique Volume&Shine.
Mam nadzieję, że wam się spodoba. :)

niedziela, 28 sierpnia 2011

Makijaż: Połyskliwy turkus

Zrobiłam już kilka makijaży przy użyciu nowych paletek Sleek, ale jakoś niespecjalnie byłam z nich zadowolona. Ten dzisiejszy też nie jest hitem, ale przynajmniej ładnie ukazuje jak piękne kolory zawierają paletki. Do wykonania dzisiejszego użyłam cieni z paletki Original.



Na całą ruchomą powiekę nałożyłam cień oznaczony nr 3. Zewnętrzny kącik zarówno górnej jak i dolnej powieki zaznaczyłam cieniem z nr 2 i roztarłam ku końcowi łuku brwiowego. Na nr w zewnętrznym kąciku dolnej powieki nałożyłam odrobinę nr 1, zaś na resztę dolnej powieki nr 5. Pod łuk brwiowy i w sam wewnętrzny kącik oka położyłam odrobinę nr 4.





Oprócz cieni z paletek Sleek użyłam eyelinera Miss Sporty oraz tuszu Kobo Spectacular Volume Mascara.

W najbliższym czasie postaram się przygotować dla was stepik. :) Mam nadzieję, że wam się spodoba. :)

sobota, 27 sierpnia 2011

BeBeauty: Wygładzające masło do ciała z ekstraktem z bawełny Azja

Dla osób czytających mojego bloga nie jest tajemnicą, że bardzo lubię kosmetyki Biedronki. I aż mnie skręcało oglądając jak inne dziewczyny dodają na swoich blogach recenzje najnowszych ich produktów. A ja najpierw byłam chora, a potem w mojej Biedronce zapasy się skończyły. Zatem kiedy wczoraj dojrzałam te produkty wzięłam bez wahania. Jak tylko przyszłam do domu wzięłam się do testów. Na pierwszy ogień idzie masło z ekstraktem z bawełny Azja.


Masło jest zamknięte w typowym dla kosmetyku tego typu opakowaniu. Jest okrągłe, zakręcane, wielkością i kształtem najbardziej przypomina mi masła The Body Shop. Opakowanie zawiera 200 ml produktu i kosztuje około 5,50 zł. Cena zatem niemal 3 razy niższa niż innych masełek.


Z tyłu opakowania znajduje się opis produktu. Muszę przyznać, że zapach tego masła przypadł mi do gustu najbardziej ze wszystkich. Jednak osobiście uważam, że mogłoby być ciut mniej intensywne. Nie powiem, na skórze szybko traci na intensywności, ale w pokoju pachniało mi jeszcze przez dobrych 20 minut. :) Zapach, który w opakowaniu wydawał mi się prześliczny podczas nakładania stał się prawie nie do zniesienia przez tę intensywność właśnie. Na skórze jednak ponownie pachniał pięknie.


W środku kosmetyk jest zabezpieczony folią ochronną - ponieważ nie ma dodatkowego opakowania (na szczęście!) pozwala ona mieć pewność, że nikt przed nami masła nie dotykał.
Konsystencja jest dokładnie taka, jaką masło mieć powinno. ;) Kremowa i gęsta, ale jednocześnie dosyć mokra (chodzi o wrażenie, a nie o konsystencję) i nawilżająca niemal od pierwszego dotyku. Rewelacja!


Producent obiecuje ożywienie i wygładzenie skóry. Zgadzam się z takim opisem. Po użyciu masła skóra jest odświeżona, delikatna i oddychająca. W pierwszej chwili czuję się co prawda nieco zamroczona wspomnianym już zapachem, ale kiedy odrobinę wywietrzeje można spokojnie ocenić efekty. ;) Skóra jest dobrze nawilżona i miękka - nawet ta na łokciach i kolanach. W przypadku pięt masło nie poradziło sobie w pełni, ale ja tego od niego nie oczekuję - kremów do stóp mam całe stosy. W opisie możemy także przeczytać, iż regularne stosowanie kosmetyku odżywia skórę (jeszcze nie mogę się w tej kwestii wypowiedzieć ;)) oraz, że kosmetyk dzięki swemu aromatowi uspokaja, relaksuje i niweluje stres i zmęczenie. Co do zmęczenia - owszem działa. Wczoraj mój (od niedawna) narzeczony wymasował mi plecy przy jego użyciu i na prawdę było to bardzo przyjemne. Choć nie wiadomo jaką część tego sukcesu należy przypisać masażowi, a jaką masełku.
Chciałam jeszcze podzielić się z wami opinią, którą zasłyszałam (za pośrednictwem mojej mamy) od osoby, która pracuje w firmie, gdzie produkowane są kosmetyki dla m.in. Biedronki. Otóż podobno ten dyskont ma największe wymagania jakościowe jeżeli chodzi o zamawiane produkty. Trzeba przyznać, że daje się to odczuć używając tych hitów kosmetycznych za ceny na prawdę na (prawie) każdą kieszeń.

piątek, 26 sierpnia 2011

Zakupy

Dziś udało mi się wejść w posiadanie kilku rzeczy, do których zazdrośnie wzdychałam obserwując je na blogach innych osób. :)
Po pierwsze wybrałam się na zakupy do Biedronki, gdzie zakupiłam pielęgnacyjne produkty firmy BeBeauty robiące ostatnio furorę na wielu blogach. ;)


Oprócz tego przyszła do mnie paczka ze sklepu internetowego Paatal. Zamówiłam 3 paletki Sleek, a zobaczcie ile dobroci mi przysłano:


Oprócz zamówionych paletek otrzymałam jeszcze 3 prasowane pudry i paletkę rozświetlaczy, również firmy Sleek.
A oto wybrane przeze mnie paletki:

 Original

Bad Girl 

Oh so special

W ten sposób prezentują się rozświetlacze:

A tak wygląda puder:


Podsumowując: miałam dobry dzień. :)

czwartek, 25 sierpnia 2011

Nareszcie ;)))

Wybaczcie pozamerytoryczny post, ale jestem na prawdę bardzo ucieszona i podekscytowana, ponieważ dziś udało mi się zdać prawo jazdy. Co prawda za drugim podejściem, ale z pierwszego wyszłam tak wystraszona, że jestem wprost zachwycona, że mi się udało.

Zdjęcie stąd.

Teraz marzy mi się takie cudo. :) Prawdopodobnie jednak z tym będę musiała jeszcze poczekać. :)

Prośba o pomoc

Aleksander Wielki nazwał na cześć swego karego Bucefała indyjskie miasto. Kasztanka Piłsudskiego przeszła do historii. Koń Kaliguli wszedł do senatu. O Koniku Garbusku czytało każde dziecko na świecie. O Lotnej nie słyszał nikt. Nie będzie miała swojej legendy. Nie powstanie miasto jej imienia. 

Klacz wystawia poraniony łeb przez obskurne drzwi. Dała gospodarzowi kilka źrebaków, ciągnęła wóz - ale zużyła się. Handlarz zdjął zbyt mały kantar, który wżynał się w skórę - pozostały liczne rany na głowie. „To bez znaczenia proszę Pani, ona jest tak brzydka, że nikt o zdrowych zmysłach jej nie zakupi - idzie na transport”.

Życie Lotnej kosztuje 2900 zł, mamy czas do 30 sierpnia, aby wykupić ją przed transportem. Może dołączyć do stada blisko 300 ocalonych koni, możemy zapewnić jej utrzymanie i życie w ośrodku fundacji, ale najpierw musi trafić na klinikę ponieważ rany są poważne.

Jeśli nie jest Ci obojętny jej los, możesz wesprzeć jej ratowanie dokonując darowizny z tytułem „Lotna”


Fundacja Centaurus
ul. Borelowskiego 53/2
51-678 Wrocław

Nordea Bank
68 1440 1387 0000 0000 1239 1738

PKO BP
15 1020 5226 0000 6002 0220 0350

PKO BP
91 1020 5226 0000 6102 0357 8952

Liczy się każda złotówka, każdy odmówiony sobie batonik na rzecz Lotnej.

środa, 24 sierpnia 2011

Original Source - żele pod prysznic

Dziś w kilku krótkich słowach chciałabym opowiedzieć Wam o moim obecnym kąpielowym faworycie, a w zasadzie wręcz monopoliście, który całkowicie zdominował moją łazienkę. Oto przedstawiam wam:



... żele do mycia Original Source. Już kiedyś wspominałam o nich jako o moim faworycie za niewygórowaną cenę (ok. 9 zł).
Pewnego dnia będąc z lubym w Rossmanie, zwrócił on moją uwagę na półkę pełną kosmetyków w superprostych opakowaniach i pięknych kolorach. Zaczęliśmy testowanie zapachów i już tego dnia wzięliśmy 4 żele. Od tamtego czasu sukcesywnie dokupujemy kolejne i zużywamy je w mgnieniu oka.
Produkty opisują się jako ekologiczne - do tego na niektórych znajdują się informacje dotyczące ilości roślin, które zostały wykorzystane do produkcji 1 opakowania produktu (np limonek, pomarańcz). Do tego mamy tu do czynienia z naprawdę rewelacyjnymi zapachami. Są one bardzo intensywne (dlatego, jeżeli nie przepadacie za jakimś zapachem to odradzam branie żelu go zawierającego - zapachy są bardzo czyste i woń tych, za którymi nie przepadacie na pewno będzie przeszkadzać), a ich wybór jest olbrzymi. Na zdjęciu prezentowanym powyżej widzicie: pomarańczę z imbirem, limetkę, mango i makadamia, eukaliptus i olej z bazylii i limetki. Pełna zaś lista zapachów jest następująca:
- mięta i trawa cytrynowa, 
- mięta i drzewo herbaciane,
- mango i makadamia,
- limetka, 
- eukaliptus i olej z bazylii i limetki,
- cytryna i drzewo herbaciane,
- pitaja (słynny dragon fruit) + capsicum (wyciąg z papryki),
- kaktus i guarana,
- pomarańcza i imbir.
Żele dobrze myją, skóra jest po nich odświeżona i miękka. Są wydajne, nie przelatują przez palce. Jedyne co mi pozostaje to zdecydowanie je polecić! (Choć większość z was zna je już pewnie równie dobrze jak ja ;)).

wtorek, 23 sierpnia 2011

Kobo Professional Spectacular Volume Mascara


Maskara Kobo jest produktem, w mojej opinii, dosyć dziwnym. Mam na myśli konsystencję - tusz jest bardzo suchy, do tego stopnia, że kiedy używałam jej na początku odnosiłam wrażenie, że jest po prostu stary. Obecnie już nieco się do tego przyzwyczaiłam - widać "ten typ tak ma".


Producent obiecuje spektakularny efekt zagęszczonych rzęs oraz maksymalne, trzykrotne pogrubienie. Już teraz mogę powiedzieć, że nie zgadzam się z tym opisem. Pozwólcie jednak, że zaprezentuję jeszcze szczoteczkę, nim przejdę do części merytorycznej:


Do niewątpliwych zalet tuszu należy fakt, że bardzo dobrze rozdziela rzęsy, raczej ich nie skleja i nie zostawia grudek. Nakładając drugą warstwę, jeżeli tylko będziemy to robić ostrożnie - nie powinno być problemu i nawet nie trzeba rozczesywać rzęs. Przy trzeciej warstwie wygląda to już nie najlepiej (patrz: zdjęcie poniżej ;)), ale dla mnie nie ma to znaczenia, ponieważ wystarczający efekt uzyskuję już przy drugiej.
Dodatkowo tusz na prawdę bardzo dobrze wydłuża (!) rzęsy. Przez fakt swojej suchości nie odbija się na powiece, nie osypuje się, pozostawia na rzęsach piękną głęboką czerń. Ale nie pogrubia. Na prawdę, moje rzęsy są dosyć gęste i raczej nie nazwałabym ich cienkimi, a różnica jest ledwie dostrzegalna, a  to też tylko wrażenie spowodowane umalowaniem ich (bo są jasne).
Efekt wydłużenia rzęs zasługuje jednak na uznanie. Choć szczerze powiedziawszy mogę nie być obiektywna - od paru lat używam maskar wyłącznie pogrubiających (dlatego, że przy swoich naturalnych, dosyć długich rzęsach, które chowam za okularami i tak nie widać efektu) i mogłam najzwyczajniej w świecie odzwyczaić się od efektu superdługich rzęs.

Pierwsza warstwa: wyraźny efekt wydłużenia rzęs.

Warstwa druga: brak grudek i "firanki na oczach" ;).

Warstwa trzecia: przed rozczesaniem - koszmarna, po rozczesaniu całkiem znośna, aczkolwiek mnie niekoniecznie do szczęścia potrzebna.

Na prawdę nie wiem co napisać w podsumowaniu. Bo o ile suchość tuszu okazała się być nie wadą, a zaletą, o tyle odnosząc produkt do obietnic producenta nie sposób nie być zawiedzionym. Jeżeli jednak szukacie maskary, która nieźle wydłuży i pięknie przyczerni wasze rzęsy - polecam.

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...