Dziś zgodnie z obietnicą recenzja kolejnego żelowego eyelinera. Tym razem na warsztat biorę produkt Essence w kolorze turkusowym z lekką poświatą.
Produkt, podobnie jak jego poprzednik, zamknięty jest w solidnym, szklanym, odkręcanym pojemniku. Zawiera ono 3 ml produktu. Z tyłu znajduje się nalepka zawierająca najistotniejsze informacje.
Po kliknięciu zdjęcie powiększa się.
Mamy zatem numer odcienia oraz informację, że eyeliner jest wodoodporny, a także jego pojemność.
Konsystencja produktu jest dla mnie o wiele bardziej przyswajalna niż jego wczoraj opisywanego odpowiednika. Jest bardzo miękki i gładki. Jak widać na powyższym zdjęciu masa jest tak miękka, że zostają w niej głębokie bruzdy po każdym przejechaniu po niej pędzelkiem. Mimo tego liner nakłada się równomiernie nie tworząc na pędzelku zgrubień - to dlatego, że jest o wiele rzadszy od tego, który opisywałam wczoraj. Szczerze powiedziawszy po użyciu kosmetyku Essence mam wrażenie jakby ten od Inglota być stary i wyschnięty.
Kosmetyk aplikuję przy pomocy cienkiego pędzelka pokazywanego na jednym z wczorajszych zdjęć. Nakłada się go dobrze, nie ma problemu z wykonaniem cienkich, precyzyjnych kresek. W zasadzie znajduję tylko jedną jego wadę - trzeba bardzo często sięgać do pojemniczka po nową porcję kosmetyku. Uniemożliwia to zatem wykonanie kreski jednym pociągnięciem - a takie wyglądają moim zdaniem najlepiej. Owszem, można nałożyć go więcej od razu, ale wówczas początek kreski - ten, w którym pędzel styka się ze skórą po raz pierwszy - wyjdzie dosyć grubo. Trzeba robić kreskę bardzo uważnie, by uniknąć tego efektu.
Co do wydajności trudno jest mi się na razie wypowiadać.
Produkt zgodnie z obietnicą producenta jest wodoodporny, nie ściera się, nie zbiera w załamaniu powieki. Spokojnie wytrzyma na oku, w stanie niezmienionym, przez cały dzień. Demakijaż nie stanowi jednak takiego problemu, jak w przypadku linera opisywanego wczoraj.
Poniżej mała prezentacja koloru kosmetyku. Na zdjęciu starałam się uchwycić wspominaną na początku poświatę widoczną pod światło, ale nie jestem pewna czy mi się to udało.
Podsumowując: jest to produkt zdecydowanie bardziej wart kupienia niż jego wczoraj opisywany odpowiednik. Jest od niego o połowę tańszy, a o wiele lepszy w użytkowaniu. Do tego ma bardzo ciekawy i ładny kolor. Zdecydowanie polecam!
Nie spotkałam się jeszcze z żelowym eye linerem :) może dlatego, że na co dzień go nie używam, ale moja siostra tak. Podsunę jej pomysł ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie w wolnej chwili :)
Wygląda ciekawie, choć jeszcze nie próbowałam linerów żelowych... Trzeba będzie spróbować ;)
OdpowiedzUsuńPozdfrawiam.
♥ Mój blog.
Całkiem pochlebnie go oceniłaś, chyba rozważę jego zakup choć najbardziej marzy mi się ten od Bobbi'ego Brown'a.
OdpowiedzUsuńPzdr :)