sobota, 6 lipca 2013

O ciężarze sadełka - cz.1 - dieta

Na wstępie chciałam zaznaczyć, że ta notatka nie powstała bynajmniej w celu dzielenia się moją olbrzymią wiedzą na temat odżywiania, ponieważ wiedzy takowej nie posiadam. Napisałam ją, bo postanowiłam wziąć się za siebie, o czym wspominałam na blogu. W tej chwili jest mi potrzebna każda ilość motywacji, więc jeżeli za pośrednictwem bloga mogę dotrzeć do innych odchudzających się dziewczyn to głupotą byłoby nie spróbować. Proszę o zrozumienie - w kwestii odżywiania jestem laikiem, który stara się czegoś mądrego dowiedzieć i wprowadzić. 

Ostatnio rozpoczęłam na blogu cykl dotyczący odchudzania. Chciałabym dziś do niego wrócić i w niniejszej notce zawrzeć kilka informacji na temat mojej diety. Podobno w walce o piękną sylwetkę (niezależnie od tego, czy chodzi o kobietę, która chce przytyć, czy o mężczyznę, który chce nabrać masy) 70% sukcesu leży w właściwej diecie, a jedynie 30% - w ćwiczeniach. O tym jak prawdziwe są te słowa przekonałam się na własnej skórze - kiedy 1 czerwca rozpoczęłam treningi nie zmieniłam diety. Na efekty nie trzeba było długo czekać - po trzech tygodniach ćwiczeń, mimo pierwszych efektów wizualnych, waga pokazywała o 3 kilo więcej niż na początku. Nie muszę chyba mówić jak negatywnie wpłynęło to na moją motywację? :) Uznałam zatem, że skoro każdy trening kosztuje mnie tyle wysiłku, muszę coś zrobić z moją dietą, bo w przeciwnym wypadku wylewanie siódmych potów jest bezcelowe. 


I tak - w zeszły poniedziałek - wzięłam się za to. Od początku moim głównym założeniem było wyrobienie i utrwalenie sobie właściwych nawyków żywieniowych, a nie stosowanie diety cud, która owszem zbije wagę, ale zafunduje mi również piękny efekt jo-jo. Zaczęłam od tego, że ustaliłam sobie stałe godziny, w których spożywam przykazane przez dietetyków 5 posiłków dziennie. Śniadanie jem między 8 a 9 rano, około 11 wsuwam drugie śniadanie, między 13, a 15 staram się zjeść obiad, około 17 przypada pora podwieczorku, a najpóźniej o 19 zjadam kolację. Wiem, że pora kolacji może niektórym wydawać się zbyt późna, ale chodzę spać około 1 w nocy, więc i tak wychodzi 6 godzin przed spaniem.
Drugim ważnym założeniem było częściowe lub całkowite wyeliminowanie określonych grup produktów. Całkowicie pożegnałam się więc ze słonymi przekąskami oraz węglowodanami w postaci chleba i ziemniaków. Do minimum ograniczyłam słodycze (maksymalnie 1 sztuka - ciastko, czy cukierek - dziennie. Przez większość dni udaje mi się z nich zrezygnować) i makaron. Póki co zrezygnowałam też z czerwonego mięsa, ale jest to sytuacja tymczasowa - kiedy zakończę pierwszy etap odchudzania zamierzam jadać je co najmniej raz w tygodniu. Ponadto znacznie ograniczyłam alkohol - póki co (pośrednio z powodu przyjmowania leków na alergię ;)) nie przyjmuję go wcale, kiedy moja sylwetka będzie wyglądać nieco lepiej na pewno nie odmówię sobie kieliszka wina od czasu do czasu.

Źródło zdjęcia

Co zatem jem? Przede wszystkim bardzo dużo nabiału - uwielbiam mleko w każdej postaci, mimo że wiem, że podobno zbyt duże jego spożycie nie działa korzystnie na organizm dorosłego. W tej kategorii mieszczą się oczywiście także jogurty, których ostatnio pochłaniam mnóstwo. Jeżeli chodzi o dania obiadowe to króluje u mnie kurczak, ryby i owoce morza. Staram się zachować między nimi równowagę. Poza tym spożywam ostatnio ogromne ilości warzyw, owoców, orzechów, otrąb i płatków zbożowych. Ostatnio - naczytawszy się o jego pozytywnych właściwościach - zdecydowałam się zakupić nawet serek tofu. Po pierwszym obiedzie z jego udziałem, myślę, że będę w stanie dołączyć go na stałe do swojej diety.
Jeżeli chodzi o napoje to piję wyłącznie wodę i zieloną herbatę. Tej pierwszej około 2-2,5 litra dziennie, herbaty około 2-3 szklanek. "Piję" w ten sposób od dłuższego czasu i służy mi to, więc przynajmniej w kwestii napojów obyło się bez ograniczeń. :)
Mój przykładowy jadłospis wygląda tak: 
śniadanie: płatki zbożowe z mlekiem (nie jestem w stanie z tego zrezygnować ;))
drugie śniadanie: 2-3 wafle ryżowe z serkiem do smarowania
obiad: pieczony łosoś z dużą ilością gotowanej marchewki
podwieczorek: banan
kolacja: jogurt naturalny z muesli, orzechami i suszonymi owocami.


Wiem, że gotowana marchewka, banan, czy łosoś nie są najmniej kaloryczne, ale mnie przede wszystkim chodzi o nieco zdrowsze odżywianie się, a nie chudnięcie w trybie ekspresowym.
Jak dotąd idzie mi całkiem nieźle. Od kiedy zaczęłam, nie było dnia, żebym złamała swoją dietę, podjadała, czy najadała się na noc. Jak sobie radzę? Po pierwsze nie wyrzuciłam z jadłospisu tego, co lubię na rzecz wyłącznie niskokalorycznego jedzenia. Porcja gotowanej marchewki, czy deser z koroną zamiast jogurtu sprawiają, że dużo łatwiej mi wytrzymać bez słodyczy. Po drugie - od czasu do czasu pozwalam sobie na nagrodę. Choćby przyzwolenie na jeden słodycz dziennie sprawia, że w dni, w które nie dam rady się powstrzymać, nie czuję demotywujących mnie wyrzutów sumienia, ale mówię sobie: "dobra, to twoja porcja słodkości na dziś, a teraz wracamy do trenowania silnej woli". Trzecią rzeczą, którą mi pomaga są niekorzystne zdjęcia sprzed okresu ćwiczeń i diety. Nie podobam się sobie na nich, więc czasem jedno spojrzenie wystarczy, żebym straciła apetyt. ;)


A jeżeli chodzi o efekty to myślę, że mam się czym pochwalić. Od zeszłego poniedziałku, a więc przez ostatnich 12 dni ubyło mi 1,5 kg. Wiem, że nie jest to efekt jaki daje dieta-cud, ale w przeciwieństwie do niej, powyższe zasady mają szansę stać się sposobem odżywiania, który będę stosować na codzień, bez trudu i z przyjemnością, dla dobrego samopoczucia, a nie z chęci schudnięcia.

Podzielcie się swoimi zmaganiami z dietą - co jecie, czego nie, a co przychodzi Wam najtrudniej! :) Damy radę! :)


14 komentarzy:

  1. Ja już (słowo ''dopiero'' byłoby tu bardziej na miejscu :D) kilka miesięcy temu przerzuciłam się na zdrowy tryb życia. Na początku zależało mi głównie na tym, żeby schudnąć. Wyeliminowałam oczywiście słodycze i ograniczyłam te mniej wartościowe produkty aż w końcu udało mi się osiągnąć swój cel. Na początku myślałam, że będzie to trwało kilka miesięcy, a potem znów wrócę do ''normalnego'' trybu, jednak weszło mi to po prostu w nawyk. Teraz uważnie zwracam uwagę na to co jem i ćwiczę. Efekty, któe widzę niesamowicie motywują :)
    Życzę wytrwałości i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja też nie jestem specem od diet i odchudzania, ale wydaje mi się że wzrost wago podczas intensywnych ćwiczeń może być związany z wzrostem mięśni :) dieta, czy nowe nawyki żywieniowe bardzo mądre - gratuluje zachowania równowagi :) ja nie mogę się zebrać w sobie, moja silna wola praktycznie nie istnieje. ale chętnie będę czytać twoje posty, bo to dobra motywacja do ruszenia dupska z kanapy :)
    pozdrawiam, A

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, mam nadzieję, że uda Ci się zebrać. :)

      Usuń
  3. Bardzo dobry sposób;) Ja nigdy nie odchudzałam się według jakiejś diety... Robiłam wszystko po swojemu... I wychodziło;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam tak w liceum - przechodziłam na swoje niby diety (które z racjonalnym żywieniem zbyt dużo wspólnego nie miały ;-)) i cały czas trzymałam się na poziomie BMI 18. ;)

      Usuń
  4. Ja gdy chciałam schudnąć ograniczyłam trochę moje wielkie porcje i robiłam zwykłe ćwiczenia w domu. Efekty były :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w zasadzie robię coś podobnego. :P Tylko muszę uzbroić się w cierpliwość, bo roboty mam dużo, a idzie powolutku. :P

      Usuń
  5. Gratuluję efektów ;) 1,5 kg w 12 dni to na prawdę dobry wynik :) Też słyszałam ,że 70% efektu stanowi dobrze dobrana dieta ;)


    W wolnej chwili zapraszam do mnie na news :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli chodzi o dietę, to tak właśnie jem - poza otrębami, których nie lubię i ograniczaniem mięsa kurczaka. Nie odchudzam się. Jakiś czas temu doszłam do wniosku, że skoro odchudzając się ważę 47-48 kilo, a nie odchudzając ledwo dobijam do 50 to z powodu tych 2-3 kilogramów nie ma co się stresować.
    Staram się pilnować, oczywiście, ale mam ciągi czekoladowe. ;)
    Nie pijam wody. Praktycznie w ogóle. Piję kawę i colę, imprezowo pochłaniam potworne ilości piwa.

    Niekoniecznie zgadzam się z tym, że ruch ma tak małe znaczenie. Zależy ile i jaki. Za czasów kiedy trenowałam, jadłam jak smok - grube tysiące kalorii codziennie i byłam ciągle za chuda. Potem, obniżając poziom wysiłku do półrekreacyjnego (2-3 razy w tygodniu siłownie, w weekendy sesje treningowe po kilka godzin, czasem turnieje dwu - trzydniowe), wciąż miałam na tyle przyspieszoną przemianę materii, ze mogłam się objadać,. Bo w ruchu nie chodzi tylko o to, ile spalisz. chodzi o to, że pod wpływem wysiłku organizm zaczyna inaczej przetwarzać energię. Także wiele godzin po wysiłku. I o to, że mięśnie zużywają więcej kalorii, niż sadełko. I że wyższa zawartość tlenu we krwi też przyspiesza zagospodarowywanie kalorii.
    I ostatecznie - nawet bardzo krągłe, ale jędrne, wysportowane ciało będzie ładniejsze, niż chudy flaczek. A tych się coraz więcej widuje...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Uwielbiam piwo, ale niestety je najbardziej muszę ograniczyć. Sądzę, że to właśnie dzięki niemu dorobiłam się brzuszka, z którym teraz walczę.
      2. W kwestii ruchu - zgadzam się w 100%, najważniejsze to się ruszyć, a potem obserwować jak ciało reaguje.
      3. Ostatni akapit = sama prawda. Chudy flaczek bez mięśni sprawia wrażenie konstrukcji, która lada moment się złamie, a wysportowana kobieta zawsze się obroni.

      Usuń
    2. Jako rzekłaś. Czasem naprawdę rozmiar nie ma znaczenia. Liczą się proporcje i jędrność ciała, sposób poruszania się, gracja.
      Niechaj Cię uścisnę!

      Usuń
  7. też się zbieram w sobie, zeby wrocić do ćwiczeń. nie ćwiczę od miesiąca i oponka mi rośnie ;/

    myślę, że zamiast ważyć mogłabyś się mierzyć. to lepiej pokaze jak się zmienia Twoje ciało.
    i jest tez teoria, że nie powinno sie nie jeść przed snem tak długo bo rano, wygłodzony organizm wchłonie jedzenie.
    a poza tym to mądry sposób i powodzenia! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja również od około m2 tygodni stosuje zerowszy tryb życia. Podobnie jak ty nie stosuje zadnej diety cud, lecz mądre podejscie do odżywiania i ćwiczeń. Chce aby to nie byla dieta od do tylko styl zycia. Ja dla ułatwienia zapisuje kalorie, ktore zjadłam w aplikacji i uzywam wagi kuchennej. Te 2 rzeczy bardzo mi pomogły utrzymac kaloryczność na poziomie 1200 kcal. Efekty juz sa, schudłam ponad 3 kilo. Malo, ale zawsze coś.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...