wtorek, 16 lipca 2013

O ciężarze sadełka, cz. II - ćwiczenia

Było już o diecie, więc dziś kilka słów o sporcie, treningach i tym podobnych. 
Zacznę od tego, że sport zawsze w miarę lubiłam, ale jedynie wybiórczo. :) Bez końca mogłabym pływać, jeździć na nartach, rowerze, czy rolkach, grać w siatkówkę bądź chodzić po górach. W miarę pasowała mi też gimnastyka i piłka ręczna. Z drugiej strony zawsze szczerą nienawiścią darzyłam lekkoatletykę jako całość, oraz koszykówkę i dlatego w podstawówce jedyną oceną, która odstawała na moim świadectwie od reszty, była właśnie nota z wuefu. Nigdy jakoś przesadnie się tym nie przejmowałam, ale kiedy po raz kolejny otrzymywałam 2 punkty na 6 możliwych (tak, mieliśmy właśnie taki system ;P), ponieważ mimo najszczerszych chęci nie dałam rady rzucić palantówką odległości wymaganej na 3, 4 bądź 5 punktów, moje uczucia do tego przedmiotu znacznie się ochłodziły. Do dziś nie rozumiem jaki jest sens ma wymaganie od każdego dziecka określonych odległości, prędkości, etc. Przecież każdy ma inne zdolności. Uważam, że w podstawówce powinno nauczyć się uczniów, że sport to zdrowie i przyjemność, że można uprawiać go w najróżniejszych formach i należy szukać tej, która odpowiada nam najbardziej. Dodam jeszcze, że po ukończeniu podstawówki do samego końca swojej edukacji na różnych szczeblach, z WF miałam piątkę, więc najwyraźniej nie byłam aż taką łamagą. :)


Około pięciu lat temu zaczęły pobolewać mnie kolana. Początkowo od czasu do czasu, później niemal ciągle. Zgłosiłam się do lekarza, ten z poprawną diagnozą wysłał mnie do rehabilitanta i to był strzał w dziesiątkę! Jeżeli macie jakieś problemy ortopedyczne, klinika, w której się leczyłam jest naprawdę godna polecenia z kilku powodów. Po pierwsze, pracującym tam osobom naprawdę zależy (czasem mam wrażenie, że bardziej, niż mnie ;)). Po drugie, wszystkie proponowane przez nich ćwiczenia, można wykonać w domu, ponieważ nie wymagają posiadania specjalistycznego sprzętu. Przez niemal dwa lata ćwiczeń zakupiłam tylko piłkę i kółko do pilatesu. Po trzecie, mój rehabilitant oprócz zaprezentowania mi ćwiczeń, które mają pomóc konkretnie na mój problem, nauczył mnie jak wykonywać inne aktywności, by mi nie szkodziły. Mimo tego istnieje sporo ćwiczeń, których wykonywać nie mogę. Należy do nich niestety bieganie, co bardzo mnie boli, bo jest to chyba sport, który najłatwiej zacząć uprawiać, bez wydawania pieniędzy na specjalistyczny sprzęt, czy karnet (oczywiście początkowo). A poza tym biegacze mają takie ładne sylwetki! Ich mięśnie są długie, a oni - po prost zgrabni.


Jak zwykle potężnie odeszłam od tematu, ale już tak niestety mam - nie robię niczego bez starannego nakreślenia tła. :) Przez ostatni rok siedziałam w domu i się uczyłam, z domu wychodziłam rzadko, bo miałam co robić. Wcześniej, ćwiczeniami "naprawiłam" sobie kolana na tyle, że zrezygnowałam z codziennych treningów, więc nie robiłam praktycznie nic. 1 czerwca zaczęłam ćwiczyć z Ewą Chodakowską. Jako kompletny flaczek zaczęłam od Skalpela. Ćwiczę trzy dni, robię dzień przerwy i znów trzy dni. Na dzień dzisiejszy jestem po około 30 treningach i zaczęty program nieco mnie już nudzi. Kusi mnie Turbo Spalanie, ale obawiam się, że póki co mogłabym nie wytrzymać tego kondycyjnie, a takie porażki strasznie mnie demotywują. Zacznę go chyba 1 sierpnia. Efekty Skalpela zobaczyłam bardzo szybko. Ponieważ zawsze miałam dobrze wyćwiczony brzuch (moje mordercze serie brzuszków zarzuciłam 1 października 2012, ponieważ potwornie bolał mnie od nich kręgosłup; robiłam ich 360 na dzień), pierwsze efekty zobaczyłam właśnie na nim i to już po około 5 treningach. Dziś, mimo że mam jeszcze zdecydowanie zbyt dużo kilogramów, mój brzuch wygląda w zasadzie OK.  Oprócz brzucha zauważyłam, że powoli zaczęła mi także maleć pupa i uda - moje dwie najgorsze strefy. Zdecydowanie mniejsze efekty widzę na rękach. Oczywiście zmalał mi też biust (póki co o niepełny rozmiar), ale mnie to akurat pasuje. :) Poza tym mam znacznie mniej celullitisu.


Oprócz Chodakowskiej, zaczęłam też regularnie chodzić na basen. Planuję uczęszczać na pływalnię co najmniej raz w tygodniu. Jest to z pewnością moja ulubiona forma spalania kalorii. Jeżeli chodzę na basen w dzień, w którym nie trenowałam z Ewką, przepływam kilometr.
Wczoraj stałam się szczęśliwą posiadaczką rolek! Póki co nie miałam okazji ich wypróbować, ale już niedługo planuję to nadrobić. Oby pogoda się poprawiła i mi to umożliwiła. ;)
Aktualny plan moich treningów wygląda więc tak: dwa dni Skalpela z Ewką, trzeciego dnia basen, czwartego dnia wolne, piątego i szóstego - jeszcze trochę Skalpela, a siódmego - rolki. Oczywiście plan ten będzie modyfikowany w zależności od pogody i stanu ducha, ale założenie jest takie, by "robić coś" sześć razy w tygodniu.

A Wy robicie coś? :)

3 komentarze:

  1. Jeśli nie chcesz tak szybko przechodzi na Turbo to polecam skalpel II z krzesłem poza wykonywaniem ćwiczeń ze skalpela :). Trwa znacznie krócej ale tempo jest szybsze. Mnie osobiście bardziej pasuje bo tak mnie nie nudzi. No i oczywiście rozgrzewka przed.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robiłam skalpel II, bardzo mi się podoba i zawsze dorzucam chociaż kilka ćwiczeń z niego. :)

      Usuń
  2. 6 razy w tygodniu to dużo:) ale jeżeli urozmaicone to czemu nie, ja kocham biegać, ale od 2 tyg. jestem pozbawiona jakiegokolwiek ruchu z powodu skręconej/ stłuczonej lewej stopy:( siedzę/ leżę, ledwo chodzę i żrę, czego mam już po dziurki w nosie.....

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...