piątek, 29 sierpnia 2014

3 niedrogie pudry: 2 buble i 1 perełka

Po dwóch dniach odpoczynku od tematów związanych z pielęgnacją cery czas powrócić do wpisów jej poświęconych. Bo jak już jestem w takim ciągu, to lepiej zrobić cały temat całościowo i porządnie, póki pamiętam co i jak. 
notce, która zapoczątkowała tę serię poświęciłam chwilę na podzielenie się kilkoma refleksjami na temat pudrów. Że miałam porządny Clinique, że szkoda mi było kasy na nowy, ale że nie umiem znaleźć dobrego w normalnej cenie. Że kupiłam już trzeci i dalej nie jestem zadowolona i, że niedługo drożej mnie wyjdą te tanie pudry, niż jeden porządny Clinique.


Ale właśnie ten trzeci okazał się całkiem fajny. I chociaż poprawę stanu cery na pewno w dużej mierze zawdzięczam ukochanemu AKN, jestem pewna, że zmiana pudru też mogła tu dużo zdziałać. Więc dziś pokażę Wam wszystkie trzy: dwa bubelki i jednego wybrańca. Żaden nie kosztował więcej niż 15 zł. Bo mimo iż zasadniczo uważam, że na twarzy nie powinno się oszczędzać, to każdy wie, że nie zawsze mamy możliwość kupowania kosmetyków za kosmiczne kwoty. Dlatego dobrze jest mieć sprawdzonego faworyta, który nas nie zrujnuje.


MIYO Transparent Loose Powder
Ten kosmetyk ma niesamowicie dobre opinie na wizażu i - szczerze powiedziawszy - wcale się nie dziwię. Sama długo byłam nim zachwycona. Bo MIYO naprawdę pomaga utrzymać buzię w ryzach. Bardzo skutecznie matowi skórę, nawet bardzo tłustą. Jest drobno zmielony i bardzo gładki, dzięki czemu bez problemu uzyskujemy równomierne i jednolite pokrycie. Po jego użyciu twarz jest wygładzona i dobrze przygotowana na przyjęcie kosmetyków kolorowych. Co ważne, można nałożyć go dużo (np. jak próbujemy zmatowić nim gęsty, tłusty korektor) i na twarzy nie robi się maska. Puder nie warzy się, nie spływa i nie ściera z twarzy. Moja twarz po jego użyciu wyglądała znośnie przez co najmniej tych 10 godzin, które zwykle upływają od mojego wyjścia z domu do powrotu. Nawet opakowanie jest dosyć praktyczne i wygodne, co w przypadku pudrów sypkich nie zdarza się często. Smutna prawda jest jednak taka, że MIYO zapychał moją skórę i uważam, go za jednego z głównych sprawców moich pizzowych buł. Z tego co czytam na wizażu nie jestem z resztą jedyną osobą, która się na to skarży. Dlatego: sorry MIYO, fajny jesteś, ale nie.


Vipera, Cashmere Veil
Puder Vipery kupiłam już jakiś czas temu. W założeniu miał służyć do szybkich poprawek makijażu w ciągu dnia, bo szkoda mi nosić porządniejszy kosmetyk w torebce. Wiadomo jak to jest - czasem odłożymy torbę trochę zbyt impulsywnie, kiedy indziej zahaczymy nią o ścianę i mazidło mamy w proszku. I dlatego głównym kryterium była dla mnie puderniczka: miała być solidna i jakoś się prezentować. Te warunki Vipera spełniła, chociaż same widzicie jak obecnie prezentuje się grafika na wieczku. Ale jestem w stanie to wybaczać, bo też faktem jest, że w mojej torbie nie miała łatwego życia. W tej sytuacji puder usatysfakcjonowałby mnie nawet średni - ot wystarczyłoby, żeby nie zapychał i chociaż trochę matowił. I w tym zakresie nawet byłabym z tej Vipery zadowolona (chociaż matowienie szałowe bynajmniej nie było - dla mnie wystarczające, ale ja nie mam jakichś straszliwych problemów w tym zakresie. Z cerą tłustą nie dałby rady), ale niestety ma ona pewno niewybaczalną wadę. Otóż - niezależnie od tego czy mamy do czynienia z wersją transparentną, czy kolorową - kosmetyk ciemnieje na twarzy. I potem idziesz i widzisz się w lustrze z brązową obwódką wokół brody. Urocze!
W kwestii zapychania wypowiadać się nie będę, bo takie skutki zwykle są widoczne dopiero po dłuższym czasie stosowania, a takowe - z oczywistych przyczyn - u mnie nie nastąpiło. 


Eveline, Celebrities Beauty
Niepozorna, na pierwszy rzut oka, firma Eveline jeszcze nigdy mnie nie zawiodła. Podoba mi się, że nie próbują na siłę robić się na firmę z wyższej półki, niesamowicie ekskluzywną i niedostępną dla plebsu, tylko skupiają się na robieniu dobrych kosmetyków, które cenowo są dostępne dla większości Polek. 
I ten puder też jest dobry. Od jakiegoś czasu to moje oczko w głowie. Miałam z nim już styczność kilka lat temu, kiedy kupiłam go dla mamy. Ale, że ona cerę ma dwa razy ciemniejszą niż ja, nie dane nam było bliżej się poznać. Aż do teraz. Eveline błysnął mi gdzieś w Rossmanie, kiedy rozpaczliwie szukałam jakiegoś pudru, który W KOŃCU zmatowi skórę, jednocześnie jej nie zapychając (czy naprawdę żądam aż tak wiele?!)
Opakowanie jest ładne i praktyczne. Pewnie - złote wykończenia są może trochę tandetne, ale zasadniczo puderniczka prezentuje się nie najgorzej. W środku znajduje się drobno zmielony kosmetyk o atłasowym wykończeniu. Produkt wygładza skórę, pochłania nadmiar sebum i doskonale przygotowuje twarz do nałożenia kosmetyków kolorowych. Trwałość jest bardzo poprawna - podobnie jak zdradziecki MIYO, Eveline trzyma się w niezłym stanie przez 10-12 godzin. Nie wchodzi w zmarszczki, nie warzy się, nie spływa i co najważniejsze - nie zapycha. 
Jak dla mnie produkt na piątkę z plusem, na pewno kupię znów.

7 komentarzy:

  1. W zupełności zgadzam się z twoją opinią na temat firmy Eveline :) Miałam kupić sb ten puder MIYO ale boję się ze mnie też zapcha...
    Pozdrawiam! :)
    moje-poczytajki.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Z MIYO miałam tylko puder ryżowy (i mam kolejny) i uważam, że jest genialny :) A z Eveline się nie polubiałam.

    OdpowiedzUsuń
  3. z pudru Eveline również jestem zadowolona. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak mi się skończy poprzednik to sięgnę po Eveline :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Żadnego z nich nie miałam, teraz używam wyłącznie sypkich, nie można ich nawet porównać z tymi w kamieniu ;) dlatego ciekawi mnie tylko ten sypki.

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie używałam żadnego z Twoich testowanych produktów. Mam problemy ze świeceniem się strefy T i póki co w ryzach trzyma mi puder ryżowy z Paese. Do tego jest niezwykle wydajny.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nigdy nie widziałam tego pudru od Eveline, ale muszę się za nim rozejrzeć ;)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...