czwartek, 14 sierpnia 2014

Robię kardio, wiszę na linach, wyciskam na klatę

Na krótko przed zawieszeniem bloga trochę przytyłam. I rozpoczęłam walkę z kilogramami. Przez dwa miesiące byłam na diecie, poza tym zaczęłam ćwiczyć. Robiłam "Skalpel" Ewy Chodakowskiej. W zasadzie to moje utycie całkiem nieźle wpisało się w modę. Bo teraz wszyscy ćwiczą i uważam, że to świetne. A jeżeli Ty zastanawiasz się czy warto, to zapraszam Cię do przeczytania poniższego tekstu. Może Cię zmotywuje?
I nie martw się, w dzisiejszym poście nie będę się jarać i twierdzić, że ćwiczenie TO NAJLEPSZA I NAJWAŻNIEJSZA rzecz na świecie. Bo tak nie jest. Do ćwiczenia trzeba dojrzeć i ja jestem tego najlepszym przykładem. Piszę o tym, bo to lubię i jest to teraz ważna część mojego życia.

Źródło


- Mam na imię Ola i jestem nieanonimową ćwiczenioholiczką.
- Cześć, Ola!

Zaczęłam ćwiczyć 1 czerwca 2013 r. i trenuję po dziś dzień. Jak wspomniałam powyżej, zaczęłam od "Skalpela" Chodakowskiej i polecam ten program każdemu. Kiedy robiłam go po raz pierwszy, myślałam, że wyzionę ducha. Sądziłam, że go nie skończę. Przerywałam co 10 minut i myślałam sobie: "przecież nie jest ze mną jeszcze tak znowu źle". Było źle, ale człowiek zawsze się oszukuje. Program udało mi się ukończyć tylko dlatego, że w polecanych filmach był odnośnik do jakiejś dziewczyny, która opowiadała o swoich doświadczeniach z programami Ewki. Pomyślałam, że skoro jej się udało, to jak może nie udać się mnie? 
Podczas pierwszego treningu zrobiłam chyba 3 długie przerwy. Ale doćwiczyłam. Zakwasy miałam przez dwa dni. ALE DOĆWICZYŁAM. I od tego momentu było już z górki.
Nie mówię, że było lekko. Dalej byłam kompletnym flakiem, ale miałam motywację. I mimo tego, że było 30 stopni w cieniu, wkładałam dresy i ćwiczyłam. Szybko zaczęłam widzieć, że zmalał mi brzuch, tyłek, boczki i ręce. Kiedy zestawiłam zdjęcie zrobione 1 czerwca ze zdjęciem zrobionym 1 września, efekt był piorunujący. Serio. Jak na fajpejdżu Ewy. Ćwiczyłam wtedy co najmniej 5 razy w tygodniu. Czasem zamieniałam ćwiczenia z Ewką na basen. 

Podobno trening bez zdjęcia się nie liczy

W listopadzie poszłam do pracy i trochę się bałam, że już nie dam rady trenować regularnie. Ale nie było z tym problemu, już przyzwyczaiłam się do tego, że mam te 40 minut dla ciała i dziwnym był dla mnie dzień, kiedy nie ćwiczyłam. 
Inna sprawa, że morderczy niegdyś "Skalpel" przestał być dla mnie wyzwaniem. Ćwiczyłam go, bo dzięki temu nie miałam wyrzutów sumienia, ale faktem było, że później ten program niewiele mi dawał. W tym okresie Daria poleciła mi książkę "Zmień swoje życie z Ewą Chodakowską". Treningi opisane w tej książce są naprawdę niezłe. System ćwiczenia polega na tym, że wykonujemy określone ćwiczenia swoim tempem w oznaczonym z góry czasie. Np. robimy 5 ćwiczeń po 30 sekund każde, później minutę odpoczywamy i powtarzamy całość na przykład 4 razy. Do dyspozycji mamy 4 rodzaje ćwiczeń: rozgrzewki, ćwiczenia w pozycji stojącej, ćwiczenia na macie oraz ćwiczenia na korpus. Książka zawiera 30 szczegółowo opisanych programów uwzględniających ćwiczenia na wszystkie partie ciała. Trening nie jest nudny, bo każdego dnia jego układ jest nieco inny. 


A wycisk daje niezły. Pierwszego dnia - mimo że moje nastawienie do ćwiczeń było zupełnie inne - napadło mnie takie zwątpienie jak przy "Skalpelu". Ale tym razem nie przerwałam. Mimo że zziajałam się już przy rozgrzewce, dotrwałam do końca. I pierwszy raz zrobiły mi się rumieńce z wysiłku. ^^ Po dwóch pierwszych dniach miałam takie zakwasy na łydkach (!) że bolało mnie nawet jak chodziłam. Później było lepiej.
Wykonałam cały przewidziany program i na pewno jeszcze wrócę do książki. Ten trening ma jednak jeden minus. Trzeba jakoś zorganizować sobie licznik, który będzie odliczał czas. Dopóki leci się na schemacie 30 sekund/minuta, jest jeszcze w porządku, ale tam pojawiają się także dwudziesto- i czterdziestosekundówki Domyślam się, że są do tego jakieś aplikacje, ale mnie nie udało się wtedy nic znaleźć. No, ale ja miałam kołcza. Łukasza.
Rozgrzewki w opisanym wyżej treningu polegają na tym, że wykonuje się 5 ćwiczeń po 1 minucie każde (w jeden dzień po 30 sekund każde). Są tam różne rodzaje pajacyków, skipów i przeskoków. Teoretycznie nic trudnego. Dlatego trochę zmartwił mnie fakt, że tak mnie to zmęczyło. I postanowiłam coś z tym zrobić.
Nie biegam. Po pierwsze dlatego, że nie mogę (chore kolana skutecznie uniemożliwiają mi wiele rodzajów ćwiczeń, np. z programów Ewy mogłam robić tylko "Skalpel" i właśnie ten opisany w książce), a po drugie dlatego, że nie lubię. Cała moja rodzina biega. Tata przebiegł już chyba z 5 maratonów, brat chyba ze 3, nawet mama przygotowuje się teraz do biegu na 10 km. Ale ja nie zamierzam tego robić.

Źródło

Jako alternatywę wybrałam rower. Naczytałam się w internetach ile dobrego wynika z regularnego pedałowania i kupiliśmy z mężę rowerek stacjonarny. Ponieważ obydwoje planowaliśmy na nim jeździć, a ja wiedziałam, że moim wypadku nie skończy się na postanowieniach, nie żałowaliśmy grosza, traktując zakup jako inwestycję. W związku z tym nabyliśmy doskonały model z kołem zamachowym 6 kg (umożliwiający szeroki zakres treningu), z komputerem i pulsometrem. Produkt samodzielnie ustawia obciążenie, ponadto posiada możliwość wyboru jednego z 10 programów ćwiczeń. Oprócz tego monitoruje tętno i piszczy na użytkownika kiedy ten jedzie zbyt szybko lub zbyt wolno. A, że ma pasek, a nie panele na łapki, pokazuje tętno dość dokładnie,
Wiem, że wiele osób nie monitoruje pulsu podczas treningu, ale ja bardzo zwracam na to uwagę. Nie chodzi mi tylko o kwestie zdrowotne, choć pewnie i to należałoby mieć na uwadze, zwłaszcza jak nie ma się już dwudziestu lat. Póki co chodzi mi jednakże o to, że w treningu kardio, który robię na rowerku, bardzo istotne jest utrzymywanie określonych przedziałów tętna. Różne źródła podają nieco różne zakresy, ale myślę, że nie będzie błędem jeżeli napiszę, że powinno to być od 60-80% maksymalnego tętna danej osoby. Podczas takiego treningu spala się sporo kalorii, ale najbardziej efektywny jest kiedy trwa ponad pół godziny, bowiem wówczas zaczynamy spalać kalorie z tłuszczu. 

Źródło
I teraz: czemu to tętno jest takie ważne? Bo jeżeli będzie ono za niskie, nie wejdziemy na poziom spalania tłuszczu, choćbyśmy jeździli przez cztery godziny. Jeżeli zaś będzie za wysokie organizm rozpocznie procesy beztlenowe, a do spalania kalorii tlen jest niestety niezbędnie potrzebny. I taki trening nie przyniesie optymalnego efektu. 
No i jeżdżę. Kiedyś jeździłam 6 razy w tygodniu po 50 minut, potem 5 razy w tygodniu po 60 minut, a od kiedy zaczęłam chodzić na siłkę - 4 razy w tygodniu po godzinie. Podczas takiej sesji spalam około 1000 kcal (czasem nawet więcej!), w zależności od stopnia trudności przebywam odległość 17-21 kilometrów na średnim tętnie 65-70%. Wiem, że pewnie dla jednego kolarza wyda się to mało, ale hej! wszystko przede mną. Wagi nie tracę, ale obwody idą w dół. Zwłaszcza bioderka i udka. 
Miesiąc temu zapisałam się na siłkę. Robię ćwiczenia na TRX (liny podwieszane pod sufit), przy użyciu gym sticka (na brzuszek) i przy użyciu hantli. Moim siłownianym celem jest wzmocnienie mięśni rąk, brzucha i grzbietu. Jakie będą efekty powiem po trzech miesiącach treningu. Jeżeli jesteście ciekawe jakie ćwiczenia wykonuję - piszcie. Opiszę je wtedy dokładnie w kolejnej notce.

Tak wyglądałam jakiś miesiąc temu. Porównajcie to z tym pączuszkiem. Nie dam fotki w bieliźnie, ponieważ nie chcę wywołać zamieszek. 

Jestem wdzięczna Ewce, mimo że teraz nie ćwiczę według jej programów. Bo ona mnie zmotywowała i teraz sama szukam. I naprawdę znajduję w tym przyjemność. Bo każdego dnia czuję się silniejsza, mogę więcej. To bardzo fajne uczucie. Bo widzę coraz więcej dziewczyn (również młodszych ode mnie), które wysiadają przy ćwiczeniach dla mnie prostych. Miło w końcu nie być zapuszczoną kluchą. Nawet jak miałam BMI na poziomie 18, to brzucho mi wisiał. A teraz nawet po obiedzie u mamusi daje radę.

4 komentarze:

  1. Bardzo ladnie teraz wygladasz :) ja raz tyje a raz chudne a moja waga skacze od 56 do 74kg. Ostatnio przytylam bo rzucilam papierosy mimo ze wcale wiecej nie jem no ale teraz waga sama zaczela spadac. Kiedys cwiczylam bodajze ta babeczka nazywa sie jillian michaels i program skladal sie z kilku filmow ktore robilo sie na zmiane wiec codziennie cwiczylam co innego i dlatego sie nie nudzilam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam twój upór i samo-zapał do ćwiczeń !

    OdpowiedzUsuń
  3. Silna wola i efekty świetne!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja właśnie dojrzałam, tak jak piszesz ;-) I od maja próbuję sobie biegać :-) Ćwiczyłam już kiedyś z Jillian Michaels, efekty były po miesiącu, ale przestałam :(

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...