poniedziałek, 7 lipca 2014

MAC Stroke of midnight face palette (cool)

Z uwagi na fakt, że przez prawie rok nie napisałam żadnej recenzji kosmetyku, mam teraz mnóstwo produktów, o których koniecznie chcę Wam napisać. Są to na ogół perełki, których używam przez większość czasu i nie mogę się doczekać, żeby zacząć się nimi zachwycać, albo buble, które zostawiam sobie na stresujący dzień w celu poprawienia sobie humoru rzucaniem mięsem.
Dziś będzie jednak o ulubieńcu. Ulubieńcu ulubionej firmy w ulubionej formie i ulubionych barwach (no, może jednak trochę bardziej lubię odcienie brązu, ale chciałam wzmocnić siłę wypowiedzi ;)). Dziś będę słodzić, od razu uprzedzam, więc jeżeli ktoś akurat nie ma ochoty na wysłuchiwanie moich "ochów" i "achów" to odradzam dalszą lekturę.



Przedmiotem dzisiejszej recenzji będzie paleta do makijażu twarzy Stroke of midnight w wersji Cool. Zestaw wchodził w skład oferty świątecznej 2014 firmy Mac. Osobiście bardzo lubię wszelkie edycje limitowane niezależnie od tego, czy jest to Essence, Wibo, czy Dior, ale produkty przygotowane przez Mac na święta lubię jeszcze bardziej. Chyba wynika to z faktu odstępstwa w tych kolekcjach od tradycyjnych propozycji firmy, bo - w przeciwieństwie do nich - w edycjach świątecznych prym wiodą zestawy kosmetyków, a nie pojedyncze produkty. Zawsze znajdzie się kilka palet zawierających kosmetyki do makijażu całej twarzy, komplety pędzli w nieco mniejszym rozmiarze, pakiety kosmetyków do konkretnej części twarzy (np. pasujące: konturówka, pomadka i błyszczyk). Do zestawów przeważnie dołączone są urocze kosmetyczki. Dużą zaletą tych kolekcji są także ceny. Za kwotę, która normalnie wystarczyłaby na dwa pędzle, mamy komplet pięciu. Owszem, w mniejszym rozmiarze, ale w większości przypadków nie ma to większego znaczenia. Jakby tego było mało, limitki przyciągają oko opakowaniami różniącymi się od klasycznej czerni i prostoty. Nie będę ukrywać, że te opakowania są czasem trochę tandetne, ale sam fakt, że jest to coś innego powoduje, że serce Macomaniaczki bije szybciej.



Zdecydowałam się na zakup tej palety, ponieważ kolory, które się w niej znajdują, idealnie wpasowały się w moje gusta. Podoba mi się zdecydowanie bardziej, niż jej "ciepły" odpowiednik. W jej skład wchodzą następujące kosmetyki:
- 3 cienie do powiek: All Races (wykończenie Matte, chłodny, jasnoszary odcień), Scene (wykończenie Satin, szaroniebieski), oraz Magic Moor (wykończenie Veluxe Pearl, perłowa ciemna szarość z domieszkami fioletu);
- 2 pomadki: Sublime Pleasure (wykończenie Lustre, delikatny, kremowy odcień) oraz Romantically Inclined (wykończenie Cremesheen: intensywnie śliwkowa barwa, zdecydowanie chłodna);
- róż/rozświetlacz Sparkling Rosé Iridescene (delikatny róż podbity złotem);
- kredka Ebony (głęboka czerń).
O ile się nie mylę, Sparkling Rosé Iridescene, Sublime Pleasure i Romantically Inclined są odcieniami stworzonymi specjalnie na tę okazję.

Kosmetyki są zamknięte w plastikowym, lakierowanym opakowaniu posiadającym biało-złoty wzór na wieczku. Całość prezentuje się zgrabnie, acz - z uwagi właśnie na ten lakierowany plastik - w mojej opinii, nieco bazarowo. Poza tym dosyć trudno doczyścić opakowanie - każdy odcisk palca, drobinka kurzu (czy cienia) jest na nim bardzo widoczna. Środek cały czas jest brudny z powodu osypujących się cieni. Puzderko wyposażone jest w wyraźne lusterko, które nieźle spełnia swoją funkcję, ale w mojej opinii niepotrzebnie jest takie małe. Górna część opakowania i tak nie jest używana, więc równie dobrze można było zrobić lusterko, które zajmowałoby całe wieczko. Mimo tego, puzderko podoba mi się, lubię jego widok na toaletce. Zdecydowanie przyciąga wzrok i sprawia, że chce się po nie sięgnąć.


Kosmetykiem, który najbardziej przykuł moją uwagę podczas oglądania zdjęć promocyjnych jest ten piękny rozświetlacz Sparkling Rosé Iridescene (rozświetlacz, bo według mnie jest jednak zbyt jasny i zbyt mało widoczny, żeby uznać go za róż). Oczarował mnie od samego początku.
Do teraz jest z resztą moim ulubionym elementem zestawu. Tego kosmetyku używam prawie codziennie. Jest delikatny i znakomicie nadaje się zarówno do dziennego, jak i wieczorowego makijażu. Ze względu na fakt, iż jego "bazową barwą" jest jaśniutki, nieco przybrudzony róż, efekt jaki daje jest bardzo delikatny i naturalny. Jest bardzo drobno zmielony i średnio miękki. Dzięki temu nie ma możliwości, by nabrać go zbyt dużo. Aplikacja jest tak równie łatwa i efektywna, niezależnie od tego, jakim narzędziem się posłużymy. Oprócz tego, produkt jest absurdalnie wydajny (albo opakowanie maskuje ubytek), bo po pół roku niemal codziennego stosowania, praktycznie nie widzę różnicy w jego ilości.



Cienie - z uwagi na różnorodne wykończenia, bardzo się od siebie różnią. Najbardziej lubię Magic Moor, bo - jak to ma zwykle miejsce w przypadku cieni perłowych - jest miękki, mocno napigmentowany i doskonale się go nakłada. Jest podatny na rozcieranie i całkiem nieźle nadaje się do wykonywania delikatnego smokey eye.


All Races stosuję jako bazę pod pozostałe dwa i w tej roli sprawuje się dobrze. Jest dosyć słabo widoczny, mimo że pigmentację ma niezłą. Jednakże ten kolor po prostu jakoś "ginie na skórze".


Zdecydowanie najmniej lubię Scene. Nie wiem czy wszystkie cienie o wykończeniu satin tak się zachowują na skórze, ale jakoś źle mi się z nim pracuje. Jest strasznie suchy i dosyć słabo napigmentowany. Żeby uzyskać pożądany kolor, trzeba go nakładać niezliczoną ilość razy. Szkoda, bo barwa jest naprawdę piękna.


Cienie dobrze do siebie pasują i przy ich użyciu można stworzyć zarówno delikatny, codzienny makijaż, jak i bardziej wyrazistą propozycję. Trwałość nienaganna, nawet bez bazy wytrzymuje cały dzień (7-17).
Pomadki po prostu uwielbiam. Obydwa kolory są wprost przepiękne, a fakt umieszczenia w palecie dwóch skrajnie różnych barw uważam za strzał w dziesiątkę! Delikatna Sublime Pleasure doskonale nadaje się na dzień, jej kolor jest delikatny, a półprzezroczyste wykończenie sprawia, że można się nią pomalować nawet "w biegu" bez użycia pędzelka. Efekt, jaki uzyskujemy na ustach jest naturalny i bardzo dziewczęcy.


Romantically Inclined umożliwia nam błyskawiczną zmianę dziennego makijażu w nieco bardziej odświętny. Barwa jest po prostu przepiękna: bogata i elegancka. Jest to szminka posiadająca wykończenie cremesheen, którego osobiście nie lubię, ponieważ te pomadki są w mojej opinii zbyt suche i zbite przez co źle się ją nakłada. Faktem jest jednak, że w przypadku szminek o intensywnych odcieniach, cremesheen doskonale się sprawdza, bowiem po zastosowaniu tak wykończonych pomadek nie trzeba się obawiać, że kolor wyleje się za kontur ust, pobrudzi zęby itp. Poza tym trwałość jest naprawdę powalająca.


Trochę brakuje mi w paletce małego pędzelka do ust, przy pomocy którego można by dokonać szybkich poprawek w ciągu dnia.
Najmniej do powiedzenia mam o kredce Ebony. Nie lubię i prawie nigdy nie używam kredek. Obiektywnie mogę powiedzieć, że jest twarda, ale dobrze napigmentowana. Da się nią wykonać precyzyjne kreski i - jak na kredkę do oczu - jest dosyć trwała. Kolor jest intensywny i głęboki.


Paletka Stroke of Midnight jest dobrą opcją przede wszystkim na wyjazdy, czy do dokonania poprawek makijażu w ciągu dnia, bo jest bardzo uniwersalna. Ja zawsze mam ją pod ręką przede wszystkim ze względu na cudowny rozświetlacz. Gdyby do paletki dołączono pędzelek do pomadki, pewnie codziennie nosiłabym ją w torebce, bo stwarza naprawdę dużo możliwości.

Cienie, rozświetlacz i Sublime Pleasure

Cienie, rozświetlacz i Romantically Inclined

1 komentarz:

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...