wtorek, 15 lipca 2014

Nivea: balsamy do ust

O produkcie, który zamierzam dzisiaj pokazać było bardzo głośno już kilka miesięcy temu. Recenzję i notatki na jego temat pojawiały się na ogromnej liczbie blogów. Co ciekawe, większość recenzji była zdecydowanie pozytywna. Co jeszcze ciekawsze, szał nie mija. Nadal widzę zdjęcia i polecenia masła do ust Nivea na co drugiej stronie poświęconej kosmetykom. Więc dołożę swoje trzy grosze, chociaż od razu uprzedzam, że moja opinia nie będzie rewolucyjna (ani nawet kontrowersyjna). ;)



Przyznam szczerze, że zetknęłam się z tym kosmetykiem dopiero jakieś dwa miesiące temu. Wyrwawszy się na zakupy do świątyni konsumpcji jaką jest Silesia (bo w moim obecnym miejscu zamieszkania nie mam moich ulubionych sklepów) wpadłam w lekki szał zakupów, w wyniku którego nabyłam między innymi masło w wersji waniliowej. I na ten temat powiem Wam tylko tyle: ten kosmetyk mógłby wysuszać usta, a ja i tak używałabym go ze względu na zapach. SERIO! Zawsze jak otwieram pudełeczko, mam ochotę zjeść wszystko co jest w środku. Na szczęście masło nie ma smaku. Na szczęście, bo musiałabym kupować codziennie nowe opakowanie.


Później, na dzień dziecka (które każdy z nas w sobie ma), otrzymałam od mojej rodzicielki wersję podstawową. I chciałabym tutaj zdementować plotkę, jakoby ten wariant był bezzapachowy. Bo zapach ma, tylko mało intensywny, trochę jakby apteczny. Ja akurat bardzo go lubię. A potem dokupiłam kolejno: karmelka i malinkę.
Wszystkie wersje zapachowe mają tę samą wagę (16,7 g), okres przydatności (12 miesięcy od otwarcia), cenę (cirka 11 zł), skład (poza składnikiem aromatyzującym) i opakowanie. To ostatnie jest bardzo funkcjonalne i - w przeciwieństwie do większości balsamów w słoiczku - dostosowane również do osób, które nie mają paznokci przyciętych przy samej skórze. Bo opakowanie jest płytkie i ma dużą powierzchnie, dzięki czemu produkt nie włazi za paznokcie. Akurat w przypadku balsamu pochwalam również ideę zewnętrznego, tekturowego opakowania, bo przynajmniej wiadomo, że nikt przed nami nie wsadzał paluchów do naszego nowiutkiego nabytku.


Masło ma - zaskakująco - konsystencję masła. Ale bardziej takiego z lodówki. Że można zdjąć warstewkę z wierzchu bez naruszania reszty, ale jak się za mocno przyciśnie to powstaje dziura. Z moich obserwacji wynika, że konsystencja jest niezależna od temperatury przechowywania, co jest dużym plusem w lecie.
Kosmetyk dobrze nawilża usta, nie klei, nie ciąży i nie irytuje (wiecie o co mi chodzi, czasem są takie szminy, że nawet jak ładnie wyglądają, to są tak... odczuwalne (?), że natychmiast musisz je zmyć. Albo kosmetyki, które raczej powinny być nazwane pomadami, niż pomadkami, bo trzy dni po nałożeniu nadal czujesz je na ustach). Doskonale sprawdza się jako baza pod suche szminki o tępej konsystencji - przy wsparciu Nivei prezentują się dobrze i nawet ich nakładanie nie jest zniechęcające. Walory pielęgnacyjne są ewidentne. Miewam okresy kiedy strasznie gryzę dolną wargę, a masło pomaga mi naprawić szkody, które wynikają z tego bezsensownego nawyku. A wierzcie mi, że dużo trudniej sobie z nimi poradzić, niż z najgorszym nawet przesuszeniem.
Zdecydowanie polecam.



12 komentarzy:

  1. Mi wersja malinowa (bo tylko ta miałam) zrobiła kuku... Podejrzewam, że jestem uczulona na któryś ze składników :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam to masełko! Mam 2 opakowania karmelowego i od siostry używałam kilka razy malinowego - obie wersje są super, więc reszta pewnie też :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi właśnie karmelowy najmniej podszedł. Jakiś zbyt słodki ten zapach, nie jestem fanką toffi, chociaż lubię krówki. :)

      Usuń
  3. Wróciłaś:D!!! Myślałam, że całkiem porzuciłaś bloga, nawet zaglądałam do Ciebie jeszcze jakiś czas temu a tu niespodzianka:D! Bardzo fajnie wyglądasz w blondzie, nie sądziłam że będzie Ci tak pasował.
    A co do masełek Nivea to bardzo je lubię, miałam wersję karmelową:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, wróciłam i mam nadzieję, że przez jakiś czas tu zabawię. Blond mega lubię, ale mi się podobają Twoje tęczowe kolory. Ja niestety na takie nie mogę sobie pozwolić, ale może na wakacje? :)

      Usuń
  4. Miałam wszystkie wersje i nie potrafię zdecydować, którą lubię najbardziej. Wszystkie świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam wersję waniliową! ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie miałam styczności, czas to zmienić;-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie miałam jeszcze tego balsamu, ale mam ochotę na wersję malinową :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Miałam karmel a teraz raczę się wanilią, bardzo je lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam te maselko do ust. Ja mam wersje malinowa. U mnie na blogu jest jego recenzja http://perfectionistic-girl.blogspot.com/2014/01/65-may-cudotworca-nivea-lip-butter.html

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...