czwartek, 6 grudnia 2012

LE Essence Twilight Breaking Dawn - błyszczyki



Wiem, że ostatnio trochę tu zastoju, jeżeli chodzi o typowe recenzje. Mam tylko jedno wytłumaczenie: jest zbyt wiele rzeczy, o których chciałabym napisać. Rzadko zdarza się, żebym miała czas dodać dwie notki jednego dnia - czasem nie zdążę wrzucić nawet jednej (staram się, żeby trzymały jakiś poziom, a nie tylko zapychały ;)). Recenzje mam zaplanowane chyba do końca 2014 roku, ale tutaj wyskoczy jakiś konkurs, tutaj zużycia albo zakupy, kiedy indziej coś ładnego, co po prostu muszę pokazać już i natychmiast. Mam nadzieję, że Wam to nie przeszkadza. Jeżeli jednak tak jest - dajcie znać. Postaram się wówczas ograniczyć wszelkie pozamerytoryczne posty i wrócić do typowo kosmetycznych korzeni. 

Wstęp ten spowodowany jest nie tylko faktem, że ostatnio sporo u mnie dygresji, ale także, że połowa ostatnich recenzji traktowała o najnowszej limitowance Essence. Wierzcie mi, że zawsze kiedy pojawiały się te posty miałam pisać o czymś innym. Ostatecznie dochodziłam jednak do wniosku, że należy opisać limitowane kosmetyki póki czytelniczki mogą jeszcze dostać je w sklepie. 
Tym nie mniej dzisiejsze błyszczyki są już ostatnim, co nabyłam z Twilightowej edycji. :)


Błyszczyki zamknięte są w dosyć typowych opakowaniach. Jedyne co je wyróżnia to aplikatory - są nieco rzadziej spotykane, niż typowe gąbeczki, ale zasadniczo nie ma w nich nic odkrywczego. Przyznam się szczerze, że osobiście lubię je średnio. W sumie nie są złe, ale mało precyzyjne. Żeby nie wyjść poza kontur ust, obrysowuję go końcówką, na której zasadniczo nie osiada zbyt dużo kosmetyku, więc - mimo, że opakowanie dozuje właściwą ilość produktu - muszę często dobierać dodatkową porcję. Jeżeli chodzi o wypełnienia to owszem, aplikator sprawuje się nieźle, jeżeli mamy spore usta. U mnie sprawdza się tylko na dolnej wardze - na górną jest po prostu zbyt szeroki i nakłada kosmetyk poza jej granicę. 
Właściwości są super. Essence dawno nie miało tak dobrej propozycji jeżeli chodzi o błyszczyki do ust. Konsystencja jest gęsta i treściwa, sama w sobie tworzy efekt tafli. W obu odcieniach mamy nieco delikatnych drobinek, więc przeciwniczki brokatu nie będą specjalnie zadowolone. Dobra wiadomość jest taka, że - w przeciwieństwie do błyszczyków z Marble Manii - brokat ów nie zostaje na ustach, kiedy kosmetyk z nich zejdzie.
Sam zaś błyszczyk - pewnie ze względu na porządną konsystencję - trzyma się zaskakująco długo, na moich ustach sporo dłużej, niż inne błyszczyki Essence.
Niezwykle ważne jest dla mnie, że produkt w najmniejszym nawet stopniu nie klei ust, przeciwnie - przez cały czas pozostaje mokry i śliski, sprawiając, że noszenie go jest po prostu przyjemne. 
Zapach posiada bardzo przyjemny, choć nieco chemiczny. ;)


Tak, tak, wiem, że fiolet wygląda na tym zdjęciu trupio i koszmarnie. Spójrzcie jednak jak prezentuje się na ustach - wydaje się praktycznie transparentny:



Podsumowując: błyszczykowe propozycje z najnowszej kolekcji Essence są świetne! Polecam je wszystkim - wiem, że są jeszcze dostępne, bo właśnie dzisiaj widziałam. :)


18 komentarzy:

  1. Renesmee red wygląda pięknie ;) bardzo dziewczęco

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie dzisiaj był cały stand w promocji :) Odcień Alice jest cudowny

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie, Alice jest śliczny :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się też strasznie podoba, ale wiem, że taki sine kolory często są kontrowersyjne. ;)

      Usuń
  4. mi cała ta seria jakoś nie przypadła do gustu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mi wyjątkowo! Jak patrzyłam na zapowiedziach to tak sobie, ale na żywo - cudo! :)

      Usuń
  5. Nieźle wygląda ten pierwszy :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Renesme red bardzo mi się spodobał :)

    OdpowiedzUsuń
  7. U Ciebie na ustach wyglądają ślicznie :)
    Ja nie mogę się przekonać do błyszczyków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki!
      Ja też długo nie mogłam się przekonać, ale mniej więcej od pół roku po prostu na ich punkcie oszalałam! :)

      Usuń
  8. myslalam ze Renesmee bedzie bardziej czerwony, a tu zaskoczenie bo wpada w roz, ale slicznie! ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ojej, miałam oszczędzać, a chyba skuszę się na Alice... Może w tej najnowszej Naturze w Kato jeszcze będzie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj był jeszcze w Ślązaku! A generalnie na Staromiejskiej zawsze jest dłużej. Jaka ta nowa pod względem limitek? Da się coś dorwać, czy raczej wyprzedaje się na pniu?

      Usuń
    2. rozświetlacze poszły oczywiście w dniu wystawienia, na szczęście udało mi się porwać jeden na samym początku. róże poszły niedługo później. resztę widziałam jeszcze przez jakiś czas, ale koleżanka ostatnio dała mi cynk, że zostały chyba same pigmenty i coś mało interesującego.
      żadnej limitki catrice chyba jeszcze nie ma.

      Usuń
  10. jakieś wodniste, czy mi isę zdaje?

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja mam ten czarny i jestem bardzo z niego zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Szkoda, że są do siebie aż tak zbliżone.

    OdpowiedzUsuń
  13. sliczne, napoczatku balalam sie tego koloru "alice has a vision" ale jednak jest sliczny :D

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...