Z moich ostatnich zakupów na pierwszy ogień pójdzie pigment Kobo. Co prawda to nie o niego prosiło mnie najwięcej osób, ale uznałam, że na przetestowanie pozostałych kosmetyków potrzebuję po prostu więcej czasu.
Pigment zamknięty jest w malutkim, zakręcanym słoiczku zawierającym 6 ml. Za tę ilość produktu płacimy ok. 20 zł. Jedyną wadą pudełeczka jest fakt, że przy odkręcaniu piszczy niemiłosiernie. ;) Posiadany przeze mnie odcień to 510 - Smoky Silver.
Jeżeli mowa o kolorze to muszę wyrazić tu swój pierwszy zarzut związany z kosmetykiem. Mianowicie, choć kolorów jest bardzo wiele (w tym niektóre naprawdę fantazyjne, intensywne - fiolety, zielenie - po prostu rewelacja) to dla osoby szukającej brązu (jak ja ;)) nie znalazł się żaden jego odcień. Nie wiem czy to kwestia braków w mojej Naturze, czy jeszcze czegoś innego, ale nie było koloru tak podstawowego i tak uwielbianego przez wiele kobiet.
Cień nakładałam przy użyciu mieszanki gliceryny i wody, o której ostatnio pisała Idalia. Ta forma sprawdziła się wprost fantastycznie - do tego, że nawet nie próbowałam nakładać go inaczej. ;) Zwilżony w mieszance pędzel rewelacyjnie nabiera odpowiednią ilość produktu. Jego umieszczenie na powiece również nie nastręcza żadnych problemów - pigment doskonale przykleja się do oka, nie osypuje. Bardzo dobrze da się na nim pracować - rozcierać, łączyć z innymi kolorami.
Trwałość bez bazy jak zwykle trudno mi ocenić. Kiedy jednak robiłam poniższe swatche na ręce celowo nie zmyłam cienia i wytrzymał - na ręce, która co prawda nie tłuści się tak jak powieka, ale przecież jest wystawiona na działanie wielu innych czynników - około 5 godzin, bez najmniejszego problemu. Po tym czasie kreska zrobiona na sucho zaczęła się trochę rozcierać, ale nie zniknęła do końca. Na bazie pigment wytrzymuje u mnie cały dzień.
Uważam także, że produkt będzie wydajny - jak większość pigmentów. Od kiedy go kupiłam używam go niemal codziennie i - szczerze powiedziawszy - nie zauważyłam póki co ubytku cienia.
Poniżej swatche na ręku i na oku:
Z lewej strony cień nałożony na mokro, z prawej - na sucho.
Podsumowując: pigmenty Kobo to kosmetyki zdecydowanie godne polecenia. Jedyne, co mogę im zarzucić to fakt, że Kobo mogłoby zaproponować szerszą paletę neutralnych cieni, choć i to może być wina mojej Natury (niestety strona Kobo nie działa i nie mogę sprawdzić pełnej oferty).
Podobają mi się takie cienie ale trochę trzeba się z nimi pobawić.
OdpowiedzUsuńfajny kolorek i chyba warto mieć ale ja jakoś nie lubię cieni sypkich( pigmentów)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię pigmenty, natomiast ten kolor mi nie podszedł.. :)
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś się skusze na pigmenty ale napewno nie teraz.
OdpowiedzUsuńładny :) ale mi by się nie chciało bawić z gliceryną ;P
OdpowiedzUsuńŁadny, dla mnie jednak zbyt kłopotliwy.
OdpowiedzUsuńA może nie ma neutralnych pigmentów, bo takie kolory można znaleźc wszędzie? Jako tradycyjne cienie, to prawda. Ale może producent uznał, że osoby kupujące pigmanty nie chcą tradycyjnych bezpiecznych odcieni? :)
mam kilka pigmentów, ale zdecydowanie bardziej lubię cienie - są wygodniejsze, chociaż intensywność pigmentów jest świetna :)
OdpowiedzUsuń