W większości produktów do makijażu posiadam swoich niekwestionowanych ulubieńców. Mogę testować inne kosmetyki, ale jak przyjdzie co do czego, często wracam do sprawdzonych produktów. Nie posiadam jednakże jeszcze korektora, który by mnie powalał. Początkowo myślałam, że opisywany dziś Inglot mógłby się nim stać, jednakże po około 3 miesiącach używania muszę stwierdzić, że nie jest, aż tak dobry jak sądziłam na początku. Myślę jednak, że wielu z Was może przypaść do gustu. Zapraszam do czytania. ;)
Kosmetyk zamknięty jest w opakowaniu charakterystycznym dla Inglota. Jest lekkie, plastikowe, posiada czarną zakrętkę i takąż naklejkę nalepioną na spód słoiczka. W kwestii kolorów - jest naprawdę dobrze! Jednakże dobierać - jeżeli nie posiadacie "swojej" sprawdzonej konsultantki - polecam samodzielnie. Właśnie przy zakupie tego korektora, zraziłam się w sposób ostateczny do ekspedientek (bo konsultantkami często nazwać ich nie można) w większości drogerii i sklepów z produktami do makijażu (wyłączając salony Mac). Dlaczego? Nabywając ten korektor poprosiłam o pomoc panią. Ona zaprosiła mnie na fotel i zdezynfekowawszy pędzelek, poczęła nakładać mi produkt na brodę. Na CAŁĄ brodę. Najwyżej dwa "zanurzenia" pędzelka rozsmarowała warstwą tak cienką, że wystarczyło ich na umalowanie całej mojej brody. Był to dla mnie zabieg dosyć zaskakujący, ale uznałam, że może to pani się zna, a ja nie. Zapytałam ją jeszcze na koniec, czy jest pewna, że produkt jest odpowiednio dopasowany do mojej karnacji. W odpowiedzi usłyszałam: "tak, proszę spojrzeć, w ogóle go nie widać". Zawierzyłam, zapłaciłam i wyszłam. W domu wpadłam w szał, ponieważ okazało się, że produkt nałożony w taki sposób w jaki korektory zwykłam nakładać (czyli punktowo na niedoskonałości, a nie rozsmarowany po całych połaciach twarzy - próbowałam nawet robić to tak jak ona, myśląc, że przez całe życie malowałam się źle, jednakże wówczas uzyskiwałam praktycznie zerowe krycie), okazało się, że kosmetyk jest zbyt jasny i bardzo wyraźnie wybija się na skórze. Że natury pieniacza nie mam, a produkt już napoczęłam, kupiłam drugi, o ton ciemniejszy (tamten miał numer 64) i teraz dobrany jest dobrze.
Kosmetyk posiada dosyć gęstą i raczej ciężką konsystencję. Faktem jest jednak, że przy jego pomocy uzyskujemy naprawdę porządne krycie. Nawet kiedy maluję się nim solo, bez użycia podkładu, udaje mi się zakryć wszystko, co zakryć bym chciała. Nawet kiedy "paćkam" przy jego pomocy palcem, zasłania naprawdę wiele.
Czemu zatem nie podbił mojego serca? Ponieważ osobiście, najzwyczajniej w świecie nie potrzebuję, aż tak mocnego krycia. Wolałabym, żeby był delikatniejszy, posiadając przy tym lżejszą konsystencję. O ile stosowanie na niedoskonałości nie jest jeszcze olbrzymim problemem, o tyle jako korektor pod oczy sprawdza się po prostu słabo (mimo zapewnień pani ekspedientki, że "może być"). Jest po prostu zbyt gęsty, zbyt treściwy. Po jego nałożeniu praktycznie nie mogę zmatowić skóry pod oczami. Dopiero po trzeciej, solidnej warstwie pudru przestaję się świecić jak po przebiegnięciu maratonu. ;)
Na pewno nie mogę powiedzieć, że jest to bubel. Kosmetyk jest gładki i kremowy, dobrze się rozprowadza i naprawdę porządnie kryje. Może gdybym miała większe problemu z niedoskonałościami, jego krycie mogłoby mi zrekompensować ciężką konsystencję, ale w obecnej sytuacji, wolę po prostu coś lżejszego.
W kwestii właściwości "technicznych": produkt absolutnie nie włazi w pory, nie działa wysuszająco, nie podrażnia, ani nie zapycha. Mimo gęstej konsystencji jest naprawdę przyjazny dla skóry. Jestem przekonana, że zużyję go do końca, choć jest naprawdę szalenie wydajny.
Tak prezentuje się na dłoni:
A tak pod oczami (bo tam najbardziej widać różnicę ;)):
Podsumowując: polecam osobom, które mają "dużo do ukrycia". ;) Mniej problematyczne cery mogą bowiem woleć uzyskanie mniej spektakularnych efektów, kosztem nie obciążania skóry dosyć ciężką (ale przyjazną dla skóry) konsystencją.
Korektor nie jest za ciekawy. ;)
OdpowiedzUsuńWydaje się fajny :) ja używam na razie z Bell.
OdpowiedzUsuńNie dla mnie - ja właśnie szukam czegoś średnio kryjącego ale o lekkiej konsystencji pod oczy:)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię ten korektor, używam go głownie pod oczy.
OdpowiedzUsuńNie dla mnie, ja korektora używam głównie pod oczy...
OdpowiedzUsuńTeż go mam, właśnie w odcieniu 64 i używam go pod oczy zazwyczaj gdy potrzebne jest mi duże krycie, bo tak to mam ten korektor Bell z minerałami :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa czy nakładany na wilgotno zamaskowałby moje czerwone poliki, które lubią 'wyłazić' spod podkładu :) Zastanawiam się nad nim od dłuższego czasu i sama nie wiem :)
OdpowiedzUsuńmam go, nawet ten sam numerek, ale te w kremie nie nadają się pod oczy. Używałam i tylko bardziej obciążał skórę. Ja osobiście pod oczy polecam korektor maybelline, a tego używam na pojedyncze wypryski na buzi :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że nie ma on lżejszej konsystencji.
OdpowiedzUsuńkocham go!!!!!! jest mega gesty i tłusciutki, kolor 64 (zolty odcien) jest idealny pod oczy, jesli ktos potrzebuje dobrego korektora za niewielkie pieniądze to jest on naprawdę godny polecenia!!
OdpowiedzUsuńja si ewlansie zastanawiam nad korektorem z tej sei mysle nad zielonym;]
OdpowiedzUsuńmam jeden ich korektor, ale jest zdecydowanie cięższy od tego ;)
OdpowiedzUsuńmam z tej serii korektor na zaczerwienienia, ten zielony. bardzo go lubie. Zapraszam do siebie.... pozdrawiam cieplutko Camill.e
OdpowiedzUsuńfajnie, że Tobie podpasował. ja swojego inglota nie lubię, za ciężki, zmazuje się czyli co mi po takim kryciu przez parę minut >.< i włazi w załamania skóry... dla mnie zbyt tłusta, zbita konsystencja.
OdpowiedzUsuńMam takie samo zdanie co Ty na temat tego produktu. Pod oczy się kompletnie nie nadaje. ;/
OdpowiedzUsuńCzyli sprawdzi się lepiej na niedoskonałości na twarz, pod oczy jest za ciężki. Ja obecnie mam nyxa.
OdpowiedzUsuńJa potrzebuję czegoś bardzo dobrze kryjącego... Gdyby jeszcze było w miarę lekkie... ;D
OdpowiedzUsuń