Jak wiele innych bloggerek i ja dałam się ponieść modzie na olejowanie włosów. Robię to już od ponad roku, zawsze z dużym zapałem, ale też bardzo nieregularnie. Bywają miesiące że udaje mi się zrealizować 100% mojego systemu 2x2 (czyli dwa razy w miesiącu olejowanie przeplatane porządną maską w pozostałe dwa tygodnie). Moje włosy są w dobrej kondycji, więc kiedy robię tyle wyglądają świetnie i jestem z nich bardzo zadowolona. Ale jak już napisałam - niezbyt często zdarza mi się ten poziom systematyczności. Teraz na przykład nie olejowałam włosów chyba od dwóch miesięcy, głównie z tego powodu, że w tym czasie miałam drobny problem z ich wypadaniem, a podczas tej czynności człowiek dokładnie widzi ile zostaje mu ich na rękach. Tym niemniej ostatnio mnie naszło, wtarłam produkt we włosy i siedząc nieco odurzona (za chwilę powiem dlaczego) z warkoczem wchłaniającym Sesę wszystkimi łuskami, odkryłam, że jeszcze o niej nie pisałam. Stwierdziłam więc, że ponieważ jest bardzo popularna i ja muszę swoje trzy grosze dorzucić.
Zanim kupiłam Sesę stosowałam olejek Amla oraz Vatika, obydwa z firmy Dabur. Z kokosowej Vatiki byłam bardzo zadowolona - do dziś pozostaje moim ulubionym olejem. Przeczytałam gdzieś, że Sesa podobno przyspiesza porost włosów. Ponieważ miałam wtedy dziką fazę na zapuszczanie natychmiast znalazłam ją na allegro, kliknęłam i była moja. Później dowiedziałam się, że idzie do mnie aż z Indii, listonosz nawet zażartował, że otrzymuję pewnie jakieś nielegalne substancje. Tym niemniej w moich oczach podniosło to autentyczność olejku. Jeżeli potrzebowałam jeszcze czegoś, żeby upewnić się, że ten kosmetyk to kwintesencja Indii, dostałam to niezwłocznie po odkręceniu. I nie mam tu bynajmniej na myśli faktu, że zrywając folijkę zabezpieczającą ubabrałam siebie i biurko, na którym to robiłam. Chodzi mi o zapach. Jest cudowny, bardzo orientalny i odurzający, kojarzy mi się z kadzidłem, zapachem opium. Jest piękny, ale też niesamowicie intensywny, przez co doznania są przyjemne tylko początkowo i tylko, jeżeli użyjemy małej ilości specyfiku. Nie potrafię wytrzymać z nim na głowie dłużej niż przez 2 godziny, czuję go jeszcze bardziej wyraźnie, niż Amlę, a już po niej źle mi się spało.
Do tego nieco przeraża mnie kobieta na zdjęciu. Myślę, że każdy, kto oglądał "Krąg" wie o co mi chodzi.
A co z właściwościami? Może trudno jest być mi obiektywną, ponieważ moim faworytem jest Vatika, a zapach Sesy sprawia, że - poza początkowym zainteresowaniem - wracam do niej rzadko, ale nie zauważyłam, żeby dawała u mnie jakieś spektakularne rezultaty. Początkowo aplikowałam ją jak inne oleje, na całą długość włosów, nieco więcej na końcówki z pominięciem skalpu. Kiedyś nakładałam oleje również na skalp, ale przeczytałam, że może to powodować wypadanie włosów. Co ciekawe w jakimś innym miejscu znalazłam informację, że akurat Sesa nakładana na skalp pomaga rozwiązać ten problem. Chciałam wypróbować na sobie, ale zanim zdążyłam spróbować wypadanie na szczęście minęło. Obecnie testuję go pod tym kątem, ale póki co nie zauważyłam, by działał w tej kwestii. Ale co poza tym? Kiedy zaczęłam używać tego olejku moje włosy były nieco przesuszone i łamliwe (było to po powrocie z wakacji). Używając Sesy zauważyłam poprawę i tego odmówić jej nie mogę. Wzmocnienie było widać praktycznie od pierwszego użycia, włosy mniej się elektryzowały i zaczęły znowu być przyjemnie lejące, jak lubię. Niewątpliwie więc muszę zaznaczyć, że działa i to bardzo dobrze. Skąd zatem moje wątpliwości? A stąd, że po mniej więcej 3 zastosowaniach zapomniałam zabrać ją z mojego mieszkania do domu i kolejne 3 razy odżywiałam włosy przy pomocy Vatiki. Efekty jakie uzyskałam były w najgorszym wypadku porównywalne, a mnie osobiście wydawało się, że Vatika zostawiła Sesę nieco w tyle.
Podsumowując: olejek Sesa to dobry kosmetyk do włosów. Dobrze odzywia kosmyki sprawiając, że ich wygląd poprawia się już pierwszego użycia. Osobiście jednak nie jestem jej fanką. Dlaczego? Ma dwa spore minusy:
- niesamowicie intensywny zapach, który trudno jest mi wytrzymać na dłuższą metę,
- niewygodnie się jej używa, szyjka butelki jest zbyt duża w stosunku do konsystencji.
Posiadając powyższe minusy nie ma niczego, co przekonałoby mnie, że jest lepsza od mojej ukochanej Vatiki, dlatego póki co na pewno nie skuszę się na kolejne opakowanie.
brzmi kusząco ;)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się ostatnio nad jej zakupem ale zdecydowałam się jednak na Vatike i Amlę gold. Polecam olejowanie każdemu.
OdpowiedzUsuńJa też polecam każdemu, ale faktem jest, ze sporo osób się zniechęca, bo to mimo wszystko wymaga odrobiny zachodu. :)
UsuńI po tym poście mam ochotę kupić Vatikę :P
OdpowiedzUsuńHaha, jak masz ochotę to w tagach znajdziesz jej recenzję. :)
UsuńJa i tak bym chętnie spróbowała. I ten i Vatikę :)
OdpowiedzUsuńPewnie, moim zdaniem każdy powinien spróbować na sobie, bo każde włosy są inne. :)
UsuńZapach Sesy jest faktycznie aż ZA intensywny ;) Może kiedyś będziesz miała ochotę wypróbować wersję egzotyczną, pachnie dleikatniej :)
OdpowiedzUsuńSpróbuję, choć ja - jak koleżanka poniżej - również średnio lubię zapachy olejów. :)
UsuńDla mnie Vatika pachniała spoconym kokosem :D. Robiłam kiedyś jej recenzję, więc jeśli masz ochotę porównać nasze wrażenia, to znajdziesz ją gdzieś u mnie na blogu, natomiast Sesa świetnie się sprawdziła, a zapach przypominał mi trochę ciasto cytrynowe, choć mimo wszystko nie przepadam za zapachami olejów (oprócz Amli Jasmine, którą uwielbiam niuchać). Sesowa recenzja też gdzieś się u mnie znajdzie ;). Nakładałam ją właśnie na skalp i efekty były bardzo fajne - przede wszystkim mniej włosów wypadało... Chyba muszę znowu po nią sięgnąć, bo niedługo zostanę łysa :(.
OdpowiedzUsuńJa właśnie wcieram w skalp, może za kilka tygodni dodam korektę. :) :D
UsuńMialam, wlasnie czekam na wersje zapachowa egzotyczna, wcieram go w skore- mnostwo baby hair i mocniejsze wlosy, rosna jak na drozdzach choc wcale nie zapuszczam:)stosuje od pol roku 2-3 razy w tygodniu
OdpowiedzUsuńJak wyżej, skoro piszecie same pozytywne opinie, muszę dać mu drugą szansę~! :)
UsuńNie miałam tego olejku, ale może by się spisał, bo juz wiem że olej kokosowy nie jest dobry dla moich włosów. To skojarzenie z kręgiem, faktycznie podobna;D
OdpowiedzUsuńTe włosy, piękne, ale straaszne! :P
Usuńod dłuższego czasu jest na mojej wish liście :) jak zużyje chciaż połowe tych olejów co mam to na pewno kupię ten ;D
OdpowiedzUsuńTen zapach mnie przytłacza. I boli od neigo głowa :( nie zauważyłam szybszego wzrostu włosów, za to mój ukochany nie zbliza się do mnei nawet na metr jak wie ze nalozylam sese.
OdpowiedzUsuńMam dokładnie to samo z tym zapachem, boli mnie głowa i mam głupie sny!! Tzn miałam raz, później już nigdy nie nałożyłam go na noc.
Usuńwięc i ja się nie skuszę,
OdpowiedzUsuńwiec dalej muszę szukać swojej ukochanej odżywki ;D
Jaka polecasz?
Zapraszam do mnie :)
Chociażby właśnie wspomniany w notce olejek Vatika. :))
UsuńJa używam zwykłych drogeryjnych odżywek, uważam, że odrobina silikonów nikomu nie zaszkodzi, a mnie wręcz pomaga. :)
Ja jakoś nie mogę się zebrać za olejowanie włosów, nie wiem dlaczego... Rozbawiło mnie to porównanie do "Kręgu" :D
OdpowiedzUsuńMnie mało bawi, raczej przeraża. :P
Usuńrozne recenzjie czytalam na temat tego produktu :)
OdpowiedzUsuńI Sesa i kokosowa Vatika są na szczycie mojej olejowej chcęlisty (:
OdpowiedzUsuńmam, używam i zapach specjalnie mi nei przeszkadza :)
OdpowiedzUsuńJa nadal nie używam olejów do włosów jakoś mi to chyba nie potrzebne ;)
OdpowiedzUsuń