wtorek, 6 września 2011

Garnier: krem do rąk z ekstraktem z mango

Muszę przyznać, że jestem prawdziwą szczęściarą - mimo iż nie oszczędzam dłoni, przez większość czasu nie mam z nimi zbyt wielu problemów. Mycie naczyń, podłogi, wszelkie detergenty moim dłoniom niestraszne. Jedynym co sprawia, że potrzebują ode mnie pomocy jest mróz i mój karygodny zwyczaj nie noszenia rękawiczek. W takich sytuacjach dłonie stają się bardzo suche, skóra jest spękana, a suche skórki odstają. Wtedy właśnie stosuję:


Krem do rąk z Garniera jest zamknięty w typowej dla kremu do rąk, zakręcanej tubce. Za objętość (standardową) 75 ml płacimy ok. 4 zł. 
Kiedy po raz pierwszy kupowałam ten krem zwracałam uwagę wyłącznie na cenę i zapach, a to dlatego, że najzwyczajniej w świecie nie znałam się na tego typu kosmetykach. Zależało mi na poprawie stanu moich dłoni, która nie zrujnuje mojej kieszeni. Zapach jest dla mnie bardzo istotny o tyle, że w kremach do rąk są one przeważnie bardzo intensywne - jeżeli więc "nie podeszła" mi choćby jedna jego nuta, to momentalnie traciłam ochotę na używanie kremu. Ten natomiast pachnie bardzo świeżo i przyjemnie - mango jest wyczuwalne, ale w sposób absolutnie nieinwazyjny.


Gdy przeczytałam powyższy opis, wiedziałam, że jest to dokładnie taki kosmetyk jakiego szukałam.
Konsystencja kremu jest dosyć płynna, lejąca. Początkowo myślałam, że fakt ten będzie wpływał na jego działanie - wiadomo, im lżejsza formuła tym słabsze działanie nawilżające. Moje obawy okazały się jednak nieuzasadnione. Krem wchłania się dosyć wolno, dłuższą chwilę trzeba go wmasowywać. Jednakże, o ile w innych kosmetykach uznałabym to za wadę, o tyle w przypadku dłoni uważam, że masaż dobrze wpływa na krążenie, a i skóra w mojej opinii jest bardziej miękka kiedy poświęcimy dłuższą chwilę na aplikację, niż gdy po prostu wchłonie się bez "mechanicznej" pomocy. Po wmasowaniu w dłonie przez kilka chwil się one lepią, jednakże uczucie to mija po dosłownie 5 minutach.
Drobne te niedogodności nie mogą jednak przyćmić faktu, że krem działa i to rewelacyjnie. Już od pierwszego stosowania dłonie są fantastycznie nawilżone, a suche skórki przestają odstawać. Gdy używałam innych kremów uzyskiwałam taki efekt, ale mijał on natychmiast po całkowitym wchłonięciu preparatu. Tutaj nawilżenie, miękkość i odżywienie dłoni pozostają na długo - do tego stopnia, że nawet w zimie zdarzało mi się go stosować co drugi, co trzeci dzień i była to ilość najzupełniej wystarczająca.


Podsumowując: nie wiem, czy pamiętacie, ale krem ten znalazł się w wymienianych przeze mnie hitach kosmetycznych za niewielką cenę. Stało się to nie bez przyczyny - jest rewelacyjny. Jest to na pewno mój ulubiony krem i uważam, że najlepszy jaki kiedykolwiek stosowałam. Zdecydowanie polecam.

10 komentarzy:

  1. Otagowałam CIe w moim tagu http://kajamakefashion.blogspot.com/2011/09/tag-na-moj-temat.html jeśli chcesz wziąć udział w zabawie to zapraszam ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja go bardzo lubię :) i także polecam ten z maslem shea, nawet bardziej :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miałam ten krem i absolutnie nie przypadł mi do gustu. Z dłońmi właściwie nic nie robił, w ogóle nie chciał się wchłonąć, konsystencja doprowadzała mnie do szału. Jedynie zapach był przyjemny. Ale dobrze, że Tobie przypasował ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Kończy mi się mój krem do rąk więc na pewno sobie kupie ten :0

    OdpowiedzUsuń
  5. Dorzucę do listy rossmanowej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. u mnie zakup kolejnego kremu do rąk odpada, mam spory zapas ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. dla ciebie hit, dla mnie kit :) ja go nie lubię i cieszę się że go wykończyłam.

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...