czwartek, 22 marca 2012

Inglot - kredka do oczu



Dziś opowiem Wam w kilku słowach o kredce do oczu firmy Inglot, której używam od jakiegoś czasu.


Generalnie czarna kredka nie odgrywa jakiejś olbrzymiej roli w moim makijażu. Całej powieki czernią malować nie lubię, a kreski wolę tworzyć przy użyciu eyelinera. Tym niemniej czasem stosuję je jako bazę pod inne kolory. Zdarza mi się również robić, przy jej użyciu makijaż smokey eyes. Jest to jednak użycie minimalne. Może właśnie dlatego, że nie udało mi się jeszcze wejść w posiadanie dobrej czarnej kredki. Bo albo kolor mało intensywny, albo trwałość słaba, albo zbyt miękka/twarda, albo uczula. ;) Ta również nie jest idealna, ale całkiem znośna.


Kredka ma dwie strony: z jednej znajduje się wysuwany sztyft, zaś z drugiej dosyć twarda (ale w miarę delikatna) gąbeczka do jego rozcierania. Uważam, że wadą tzw. kredek automatycznych jest fakt, że na ogół nie jest do nich dołączany przyrząd umożliwiający jej zatemperowanie. A przecież niektórzy malują przy ich użyciu kreski, które ze swej natury powinny być raczej cienkie i możliwie blisko rzęs.


Sztyft jest dosyć twardy, ale dobrze "zostawia kolor" na powiece. Malowanie nim nie jest trudne (pomijając oczywiście wspomniany wyżej fakt niemożności dotarcia w pewne miejsca, ale dla moich potrzeb nie jest to niezbędne), bez szkody dla oka da się uzyskać satysfakcjonujący efekt. Uważam jednak, że kredka mogłaby być bardziej kremowa, ponieważ w obecnym stanie rzeczy jest jednym z tech produktów, przy którego pomocy trudno jest pokryć powiekę jednolitą warstwą koloru. Chodzi mi o ten efekt, kiedy suchy produkt pozostawia kreski, których niesposób połączyć.


Jeżeli chodzi o kolor to niestety produkt również nie zachwyca. Niestety nie jest to czerń (jako dowód odsyłam do ostatniego zdjęcia), a co najwyżej dość intensywna szarość. 
Trwałość: dosyć niezła. Myślę, że wiąże się to z suchością i twardością produktu.



Podsumowując: Inglot po raz pierwszy trochę mnie zawiódł. Gdybym chciała stosować kredkę do malowania kresek moja ocena byłaby całkowicie negatywna. Ponieważ używam jej w nieco inny sposób, uważam, że da się jej używać, ba - może nawet ją wykończę, ale generalnie raczej jej nie polecam.


9 komentarzy:

  1. Mam tylko jedną kredkę z Inglota, kupiłam ją bardzo dawno temu i to jest całkowity bubel:) Ale to inna seria niż twoja kredka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolor wgl. nie zachwyca. ;(
    Masz rację raczej nie da się nią dotrzeć do 'mniejszych' miejsc. A szkoda. ;p

    OdpowiedzUsuń
  3. ja zdecydowanie wolę klasyczne kredki, które można temperować niż automaty. Mam automat z Rimmela, lubię go, ale używam niezbyt często

    OdpowiedzUsuń
  4. szarość? ja tu widzę brąz xD
    Ale współczuję. Ja wolę linery od kredek, jednak płynne lepiej "dociera" xD

    OdpowiedzUsuń
  5. ja mam z inglota taka bordowa zwykla i jest ciut za twarda

    OdpowiedzUsuń
  6. świetny blog !!! , Na pewno będę zaglądać częściej :) :* obserwujemy ?

    OdpowiedzUsuń
  7. nigdy nie miałam do czynienia z kredkami z Inglota ale chyba w takim razie sie nie skusze :) pozdrawiam Camill.e

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja też się właśnie obawiam, że tusz z Marble Mani to może być jakiś kit. A róż z VL jest super:D Nie chce mi się czasem z nim babrać i wolę na szybko użyć czegoś w kamieniu ale uwielbiam efekt jaki daje:)

    Mnie z Rebels i Fruity kuszą oczywiście lakiery, a poza tym z Fruity pomadki a z Rebels matowe "błyszczyki".

    Widziałaś nową kolekcję szminek z Inglota:)?

    OdpowiedzUsuń
  9. Zostałaś przeze mnie otagowana ;)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...