Uwzględniając, że notka prezentująca moje zdobycze z edycji Revoltaire już teraz, zaledwie po miesiącu od zamieszczenia, jest na piątym miejscu najczęściej czytanych w historii bloga, a ten róż jest hitem tej właśnie kolekcji, domyślam się, że i ta notka bardzo Was zaciekawi. Róż udało mi się "dorwać" już w pierwszych dniach i początkowo używałam go praktycznie codziennie. Teraz wróciłam do mojego ulubionego MACzka, ale nie dlatego, że z Revoltaire coś jest nie tak - po prostu Macowego Fleur Power lubię najbardziej. ;)
Róż wykonany jest w taki sposób, że kolory przechodzą stopniowo od najjaśniejszego do najciemniejszego tworząc gradient. U góry mamy jasną, trochę przybrudzoną brzoskwinkę, na dole - brzoskwinkę z domieszką czerwieni/różu/pomarańczu. Całość doprawiona pewną ilością złotych drobinek, które na skórze dają efekt podobny, jak w różu Hot Mama z TheBalm (choć nie rozświetlają, aż tak bardzo, tym niemniej z tym kosmetykiem Revoltaire mocno mi się kojarzy).
Opakowanie jest zgrabne - niewielkie, przezroczyste z interesującą grafiką na zamknięciu. Myślę, że to pudełeczko będzie ozdobą każdej toaletki.
Nie mam żadnych zastrzeżeń do jakości tego różu. Po pierwsze nie pyli się, a to bardzo ważne. Jakieś takie mam szczęście do kosmetyków do konturowania, które mocno się pylą, co na ogół (nie licząc może opisywanego niedawno bronzera z Essence) bardzo mnie denerwuje. Ten jest bardzo drobno zmielony, a mimo tego daje radę. ;) Używając go przesuwam kolistymi ruchami pędzla po całej powierzchni starając się dokładnie wymieszać kolory. Myślę, że można spróbować stosować skrajne barwy oddzielnie, ale mnie osobiście nie chce się w to bawić. :)
Produkt dobrze nakłada się niezależnie od pędzla, jakiego użyjemy do aplikacji. Na skórze wychodzi bardzo delikatnie, trudno jest zrobić sobie nim krzywdę. Mimo tego myślę, że równie dobrze nada się dla ciemniejszych karnacji - jest dobrze napigmentowany, więc sądzę, że nałożenie więcej niż jednej warstwy daje bardziej wyrazisty efekt.
W kwestii trwałości powiem standardowo: bardzo dużo zależy tutaj od podkładu. Tym niemniej ten konkretny róż wypada w mojej opinii powyżej przeciętnej.
Od lewej: swatch dolnej, ciemniejszej części opakowania, wymieszana całość, swatch górnej, jasnej części
Podsumowując: róż z limitowanej edycji Catrice firmy Revoltaire to dobry kosmetyk w cudownej oprawie i zupełnie znośnej cenie (ok 16 zł). Jeżeli macie jeszcze możliwość go nabyć to gorąco polecam!
Mam ten róż, ale jeszcze go nie używałam. Mam nadzieję, że podobnie jak Ty będę z niego zadowolona :)
OdpowiedzUsuńwygląda jak róże ombre z MACa';) a skoro piszesz, że jego lubisz najbardziej, to musi być ekstra jakości:) bo kolor piękny!
OdpowiedzUsuńja kupilam MAC fleur power:) i mysle ze to roz nr teraz w mojej kosmetyczce:) po nim jest dainty:)
OdpowiedzUsuńwygląda śliczniee :D
OdpowiedzUsuńprezentuje się świetnie :)
OdpowiedzUsuńKolorek bardzo ciekawy, też miałam na niego ochotę,ale mam za dużo różów.
OdpowiedzUsuńświetny, ja się nie załapałam niestety, a szkoda :(
OdpowiedzUsuńmam i bardzo lubię:)
OdpowiedzUsuńbardzo go polubilam choc dotychczas zastosowałam az 3 razy :D mam w swoich ulubieńcach tyle innych ze na tego przyjdzie jeszcze czas :>
OdpowiedzUsuńciekawe jak by się to cudo u mnie sprawdziło..
OdpowiedzUsuńNiestety nie miałam okazji wymacać go w sklepie, bo rozszedł się jak świeże bułeczki hehe ;)))) Wygląda interesująco, ale jakoś nie miałam w planach kupienia go.
OdpowiedzUsuńŁadnie się prezentuje.
OdpowiedzUsuńMam go i bardzo lubię. :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać aż go dorwę :D Na szczęście uda mi się go dorwać w wymiance :)
OdpowiedzUsuńbardzo fajny roz :) :)
OdpowiedzUsuńfajny róż chciałam go kupić ale nie zdążyłam
OdpowiedzUsuńInteresujący :)
OdpowiedzUsuńA gdzie go można dorwać?:)
OdpowiedzUsuń