Wczoraj byliśmy na weselu dwojga moich bliskich przyjaciół. Była to dla mnie szczególnie ważna okazja, więc chciałam wyglądać inaczej niż zwykle. Makijaż postanowiłam zrobić sama, ale w kwestii uczesania zdecydowałam się na wycieczkę do fryzjera. Chciałam mieć na głowie coś w tym stylu:
Wyszło trochę inaczej, ale nie narzekałam, byłam zadowolona, bo akurat do mojej urody wyglądało nawet lepiej. Moja radość trwała mniej więcej do 3 w nocy, kiedy to postanowiłam rozpuścić kok, bo spać w takowym nie potrafię. Moje włosy, wskutek tapirowania i mnóstwa lakieru przestały przypominać włosy. Bardziej jakąś suchą nieprzyjemną ścierkę. W jednym miejscu miałam regularnego dreada, którego od początku wiedziałam, że nie rozczeszę. Sprint do łazienki umyć włosy, na to maska, na to odżywka. Odstępując od swojej normalnej rutyny zdecydowałam się czesać włosy mokre, ponieważ kształt, który miałam na głowie nie pozwoliłby mi spać. Podczas czesania wyrwałam sobie ze dwie garście włosów, oprócz tego całość wspomnianego dreada również została na szczotce. Byłam niemal zrozpaczona, bo jak to? Od kilku miesięcy robię wszystko, by ograniczyć wypadanie włosów, a tu przez jeden wieczór osobiście wytargałam sobie łącznie ze 3 garście? O, nie, nie! Ja już podziękuję za koki, nigdy więcej!
Tym bardziej byłam zdziwiona, bo mimo drobnego problemu z wypadaniem, włosów również mam bardzo dużo, a tapiru szczerze nie znoszę. :( Ale już dałam radę, dziś są prawie normalne. :)
OdpowiedzUsuńO jeny, biedna jesteś, moja przyjaciółka przechodziła to samo po studniówce :<
OdpowiedzUsuńJa jako sobie robię koki to nic podobnego nie ma miejsca, więc fryzjer do bani :P Byleby ładnie wyglądało, a co potem to potem, nie jego biznes...
OdpowiedzUsuńDlatego ja nigdy nie byłam czesać się u fryzjerki :) One zawsze traktują włosy bez serca :(
OdpowiedzUsuńOj też bym się załamała po pierwszym myciu i wypadaniu takiej ilości ale u mnie zawsze wypada duża garść włosów przy myciu :( i nie wiem już co poradzić. Chyba muszę badania zrobić czego mi brakuje w organizmie.
OdpowiedzUsuńMi i tak się podoba efekt :) no cóż, my kobiety przecierpimy chyba wszystko aby być piękną :D
OdpowiedzUsuńEhh szkoda:/. Może taki własnoręcznie robiony koczek byłby mniej efektowny ale też bezpieczny..coś za coś:/.
OdpowiedzUsuńMyślę, że własnoręczny kok nie przysporzyłby potem tyle problemów. Fryzjerzy chcą żeby fryzura jak najdłużej trzymała, a co potem to ich nie interesuje niestety :(
OdpowiedzUsuńzanieś wyrwane włosy fryzjerce. czesto fryzjerzy rujnują nasze wlosy.
OdpowiedzUsuń:*
znam ten ból... przez miesiące doprowadzałam włosy do stanu używalności żeby nie wypadały, a tu przez jedną farbkę do włosów cała moja rutyna poszła w ... kanał ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do siebie :)
Ojej, współczuję :( Ja nawet na własny ślub nie pozwoliłam tapirować włosy- nie z nosze tego :(
OdpowiedzUsuńwydawało by się,że koczek to taki mało problemowy fryz,a tu proszę... no ale tapir i lakier zrobił swoje ;/ teraz dbaj o nie,żeby wróciły do 'żywych' :D
OdpowiedzUsuńja wolę nie eksperymentować z fryzurą przed większym wyjściem, bo wiem, że wtedy włosy lubią się bulwersować i układać po swojemu:)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, jeśli masz ochotę, zapraszam na konkurs, który organizuję na blogu razem z firmą Golden Rose. Do wygrania 3 zestawy kolorowych lakierów do paznokci:) Informacje o konkursie, na pasku bocznym- wystarczy kliknąć w zdjęcie KONKURS :)
no niestety tapir to zabójstwo dla naszych włosów, dlatego jak już musze to delikatnie dosłownie 3 razy przeciągne grzebieniem (na dodatek takim z szeroko rostawionymi ząbkami) pod włos górną warstwę włosów by nadać im lekkości i spryskuje lakierem:/ kokom i innym tapirą mówie stanowcze nie!
OdpowiedzUsuńUuu szkoda takiej pielęgnacji dla jednego wieczoru:( Dobrze,że już Ci włosy dochodzą do stanu używalności:)
OdpowiedzUsuń