Kosmetyk dziś opisywany zapowiadał się doskonale. Wydawało się, że będzie hitem limitki Essence A New League. Ładny wygląd mozaiki i podejrzenie swatchy na zagranicznych blogach sprawiło, że większość maniaczek marki zapowiedziało, że będzie się starało go nabyć. Ja również do nich należałam. Kiedy pojawiła się informacja, że kosmetyki trafiły do Rossmanów biegałam od jednej drogerii do następnej i jakoś nie umiałam na niego trafić. A na Essence'owym wątku na wizażu pojawiały się opinie. Niektóre bardzo entuzjastyczne, inne stwierdzające wprost, że, zdaniem autorki, kosmetyk jest bublem. Nie zniechęciło mnie to i kiedy tylko nadarzyła się okazja weszłam w posiadanie bronzera.
Opakowanie nie należy do najpiękniejszych, ale też nie straszy. Jest proste i dosyć solidne - dokładnie takie, jakie posiadały pudry rozświetlające z limitowanek Vampire's Love i Blossoms etc (można więc powiedzieć, że jest typowe dla Essence). Zatrzask z początku trzyma trochę zbyt mocno (do tego stopnia, że niektóre osoby pisały, że próbując otworzyć kruszyły sobie większą część kosmetyku), ale szybko się wyrabia.
Pudrowa mozaika składa się z czterech kolorów: jasnego, bardzo neutralnego beżu, którego jest w niej najwięcej, jasnego, herbatnikowego brązu, dosyć ciemnego, czekoladowego odcienia i czystej bieli.
Wspomniany przed chwilą czekoladowy odcień okazał się być najbardziej problematycznym dla osób z jasną cerą. Dziewczyny pisały, że niezależnie od tego, co by z nim robiły (włączając w to zaklejenie go) na pędzlu, w miejscu, które zetknęło się z rzeczonym rombem, zostaje kolor tak intensywny, że nie sposób nałożyć go na twarz.
Niektórzy uważali, że bronzer ma przyjemny herbatnikowy kolor, zaś inni, że niezależnie od użytego aplikatora przy pomocy tego kosmetyku są w stanie stworzyć sobie na twarzy wyłącznie, jak to określano, cegłę.
Nie wiem dlaczego opinie są, aż tak różne, ale Piłsudski powiedział kiedyś, że racja jest jak dupa, każdy ma swoją i myślę, że z opiniami jest identycznie, więc nie będę się nad tym dłużej rozwodzić, tylko dodam swoją.
Osobiście nawet lubię ten bronzer. Uwzględniając fakt, że generalnie nie przepadam za tego typu kosmetykami, ten i tak jest jednym z lepszych, które trzymałam w swoich dłoniach. Po pierwsze i najważniejsze - jest w stu procentach matowy, o co wbrew pozorom wcale nie tak prosto (a podobno bronzery z drobinkami zupełnie nie spełniają swojego zadania). Ponadto kosmetyk jest bardzo drobno zmielony i dosyć mocno się pyli. Jest to zarówno wada jak i zaleta - wada, bo bezsensownie tracimy sporo produktu, zaleta, bo w każdej chwili możemy strzepnąć nadmiar, a więc lepiej dozować ilość nabieraną na pędzel. Osobiście nakładam go moim kabuki z e.l.f.a, który nie jest tak gęsty jak inne tego typu aplikatory. Dzięki temu, nawet jeżeli nabiorę zbyt dużo, efekt nie jest tragiczny. Dokładnie mieszam wszystkie kolory, a następnie solidnie strzepuję nadmiar. Aplikując w ten sposób, uzyskuję ładny, herbatnikowy kolor, dobrze pasujący do mojej cery, która jest dosyć blada.
Trwałość kosmetyku jest uzależniona od podkładu, na który go nałożymy, ale jest dosyć dobra.
Nie zauważyłam, żeby kosmetyk zapychał, albo się warzył.
Chciałam zaznaczyć obszar, gdzie znajduje się bronzer, ale zdjęcia obrabiał luby i tego nie zrobił. Generalnie możecie go zobaczyć w odległości trzech do sześciu cm w dół od napisu z nazwą mojego bloga
Podsumowując: bronzer Essence okazał się być kosmetykiem wielce kontrowersyjnym. Ja osobiście go lubię, uważam, że zupełnie nieźle da się wykonturować twarz używając go, jednak trzeba się nauczyć używać go zgodnie z własnymi predyspozycjami.
Właśnie pod wpływem negatywnych opinii zrezygnowałam z jego zakupu :).
OdpowiedzUsuńNa dłoni prezentuje się ładnie :)
Nie udało mi się go upolować, ale pewnie nie był mi po prostu dany:)
OdpowiedzUsuńmam i chyba nie potrafię go używać.. :(
OdpowiedzUsuńMi również nie udało się go upolować. Jestem ogromną fanką jeśli chodzi o bronzery essence ;)
OdpowiedzUsuńKupiłam skuszona opiniami, ale u mnie całkowicie się nie spisał. Mam bladą cerę i nawet omijając ciemniejsze kolory tworzy się pomarańcz na twarzy :/ Może jest dobry dla osób z ciemną karnacją, u mnie odpada.
OdpowiedzUsuńszkoda że nie zdążyłam go kupić :)
OdpowiedzUsuńWygląda dość ciekawie ;)
OdpowiedzUsuńNiestety moja twarz wykonturowana tym bronzerem wygląda po porostu źle. Nie pasuje do mojej karnacji, jest zbyt ciepły...
OdpowiedzUsuńudało mi się go upolować,nakładam go podobnie jak Ty i efekt mi się podoba, poza tym trzyma mi się wyjątkowo długo :D
OdpowiedzUsuńszkoda ze nie ma go w uk bo ten bronzer strasznie mnie kusi :D
OdpowiedzUsuńKolor nie zbyt ciemny, a ja mam buzię blada ,więc może się nada ;)
OdpowiedzUsuńmnie tam nawet jego forma nie przyciągała ;) no i dla mnie jak dla Magdaleny B - duużo za ciemny.
OdpowiedzUsuńMi niestety nie udało się go kupić :( ale fakt jest wiele różnych opinii na jego temat więc za długo się wahałam czy go brać... może w następnej limitce pojawi się coś ciekawego. Pozdrawiam i zapraszam do siebie www.shellmua.blogspot.com
OdpowiedzUsuńmam bronzer matowy i drobinkowy i oba lubię :) na ten się nie skusiłam ;)
OdpowiedzUsuń