Dziś dosłownie kilka słów na temat peelingu Bielendy, którego używam od jakiegoś czasu. Myślę, że nie ma sensu specjalnie się rozwodzić, gdyż większość tego typu kosmetyków posiada w zasadzie te same cechy.
Zamknięty jest w typowym dla peelingów opakowaniu i w tej kwestii trudno chyba wymyślić lepsze rozwiązanie. Opakowanie jest estetyczne, grafika zamieszczona na opakowaniu - apetyczna. Jedyną różnicą między opakowaniem peelingu, a masła do ciała z tej serii jest odcień zewnętrznego opakowania. ;) Bardzo brakuje mi na nim naklejki z opisem produktu. Nie przypominam sobie, żeby kosmetyk był zapakowany w oddzielne opakowanie.
Sam peeling jest cukrowy, a oprócz tego posiada trochę naturalnych zdzieraczy. Z tego co widzę są to jakieś pestki, może kawałeczki łupin. Lubię takie rozwiązania - pierwszy, delikatny etap peelingowania odbywa się za pomocą kryształków cukru, które rozpuszczają się pod wpływem wody. Następnie pojedyncze, mechaniczne drobiny zdzierają pozostałości. Peeling ma konsystencję lekko rozwodnionego kisielu.
Efekt zdzierania jest bardzo dobry. Skóra jest gładka, miękka i oczyszczona. Produkt pozostawia na niej delikatny tłusty film, który nie jest nie przyjemny. Kiedy posmarujemy skórę balsamem, czy masłem, przestaje być wyczuwalny.
Miałam napisać, że peeling nie wysusza, ale dziś zdarzyło mi się coś dziwnego. Kiedy nałożyłam odrobinę na dłoń, żeby zrobić zdjęcia, a później umyłam nią ręce, skóra stała się dziwnie napięta. Nie jestem w 100% pewna, czy to skutek działania peelingu, bo po pierwsze - nakładany na ciało nigdy nie dawał takiego efektu, a po drugie - jest przecież przewidziany do skóry suchej, więc nie chce mi się wierzyć, żeby wysuszał, ale teraz już sama nie wiem. Na obecny moment napiszę więc, że nie wysusza, bo rzeczywiście, po zużyciu 3/4 opakowania nie zauważyłam, żeby to robił. Ale będę mu się uważnie przyglądać i w razie czego uaktualnię ten wpis.
Podsumowując: jest to dobry peeling nie wyróżniający się niczym na tle innych z tej półki cenowej, ale też nie zostając za nimi w tyle. Jeżeli lubicie zapach awokado (chociaż mnie bardziej pachnie jak mango :P) - polecam.
ja z tej serii miałam krem do twarzy :)
OdpowiedzUsuńJa miałam ogórek i limonka do cery tłustej, bardzo fajne ;) Dużo lepiej mi podeszła seria do twarzy, niż produkty do ciała.
UsuńPeeling wygląda interesująco :)
OdpowiedzUsuńszukam właśnie jakiego peelingu, a ten peeling ma dużo pozytywnych opinii. Chyba się skuszę :D
OdpowiedzUsuńJa szczerze powiedziawszy znam lepsze, nawet w tej cenie. ;)
UsuńBardziej pachnie jak mango- w takim razie, jak skończę swoje, będę musiała wypróbować :)
OdpowiedzUsuńSkoro pachnie jak mango to na pewno go kupie jak zrobi się cieplej :)
OdpowiedzUsuńMiałam Go i faktycznie jest fajny ale bardzo niewydajny...
OdpowiedzUsuńZapomniałam o tym napisać, ale faktycznie jest bardzo niewydajny
Usuńlubię zdzieraki i ciekawi mnie zapach, więc pewnie kiedyś się na niego skusze :)
OdpowiedzUsuńW sumie wolę mango od awokado, więc cieszyłabym się z tego zapachu;D
OdpowiedzUsuńJa w sumie nie lubię, dla mnie jest trochę zbyt mdłe, ale też mnie nie odrzuca. :)
Usuńwygląda wspaniale ! :D
OdpowiedzUsuńmam masło z tej serii i jak dla mnie szału nie ma, nawilża okej, ale mi chodzi bardziej o zapach właśnie, aczkolwiek ubóstwiam zapach mango! <3
OdpowiedzUsuńZgadzam się, że szału brak. :)
UsuńWygląda świetnie:)
OdpowiedzUsuńbardzo lubię tą firmę, mam teraz bawełniane masło do ciała ;)
OdpowiedzUsuńTeż bardzo lubię Bielendę. ;)
Usuńpysznie wygląda :)
OdpowiedzUsuńprzeciez avokado nie ma zapachu... ;)
OdpowiedzUsuńPewnie dlatego bardziej pachnie mi jak mango.
UsuńAle szczerze mówiąc, dojrzałe awokado ma zapach, bardzo mdły, ale jak dla mnie wyczuwalny.
Mi ten peeling nie przypadł do gusty właśnie przez tą tłustawą warstwę jaką po sobie pozostawia:(
OdpowiedzUsuń