Dziś bardzo na szybko (ale nie po łebkach ;)) opowiem wam o grapefruitowym żelu pod prysznic The Body Shop. Będzie krótko i do rzeczy, ponieważ miałam dziś jeden z tych dni, które określa się mianem najgorszego dnia na świecie. ;) Jednakże w domu narzeczony powitał mnie przepysznym obiadem, więc humor już nieco lepszy. Do rzeczy więc. :)
Jakiś czas temu pisałam o innym żelu tej firmy, o tutaj.
Żel zamknięty jest w zgrabnej, pękatej butelce. Bardzo podobają mi się te opakowania - są praktyczne i wygodne w użyciu. Butelka zaopatrzona jest w etykietkę w informacjami o produkcie.
Farmerzy z Capanemy w Brazylii zaopatrują nas w olej sojowy do naszego Różowego Grapefruita. Na długo zanim pomysł na certyfikację organiczną (chodzi o potwierdzenie, że produkt zrobiony jest z naturalnych składników) wszedł w życie, oni uprawiali swoje rośliny i hodowali swoje zwierzęta za pomocą tradycyjnych metod.
Opis bardzo typowy dla The Body Shop - niewiele o właściwościach produktu, bardziej ciekawostka związana z głównym jego składnikiem. ;)
Zatrzask - podobnie jak w żelu Moaringa - trzyma tak mocno, że każdorazowo obawiam się, że połamię sobie paznokcie. ;)
Konsystencja tego żelu jest bardzo gęsta - chyba jeszcze gęstsza, niż recenzowanego ostatnio. Kiedy rozcieramy go w dłoniach, a później nakładamy na ciało od razu pojawia się uczucie "otulenia" - żel przywiera do niego przyjemną, ciężką warstwą. Podczas mycia nie tworzy się zbyt wiele piany, ale właściwości myjące są na najwyższym poziomie. ;) Po jego użyciu skóra jest oczyszczona, mięciutka i superdelikatna. Uczucie "otulenia", które towarzyszy nam od pierwszych chwil mycia utrzymuje się nawet po spłukaniu kosmetyku. Nie jest to jednak tłusty, nieprzyjemny (i niepożądany) film, ale warstwa ochronna, bardzo przyjemna.
Zapomniałabym o najważniejszej kwestii - o zapachu! A zapach jest dokładnie taki, jaki posiada grapefruit. Dlatego wzięłam tę wersję żelu, zapach jest czysty, nieprzekłamany, nie zawiera żadnych domieszek. Pycha!
Podsumowując: coraz bardziej lubię firmę The Body Shop. Każdy kolejny kosmetyk coraz bardziej utwierdza mnie w przekonaniu, że wpadki się im po prostu nie zdarzają. Polecam!
Uwielbiam go, był w użyciu całe wakacje! Jedyny mankament to to, że zapach się nie utrzymuje na skórze... Łazienka pachnie intensywnie grejpfrutowo nawet godzinę po prysznicu, a ja nie ):
OdpowiedzUsuńMusi pachnieć apetycznie:) Ja sobie ostatnio kupiłam ten limitowany dyniowy:)
OdpowiedzUsuńkuszą mnie kosmetyki TBS ojj..
OdpowiedzUsuńUwielbiam masło grejfrutowe z TBS, cudeńko ;)
OdpowiedzUsuńZa to choć ubóstwiam kokosowe kosmetyki to ich seria mi zapachowo nie podpasowała...
Momentalnie poczułam zapach tego żelu :D Niech no ja się tylko do TBS wybiorę ;>
OdpowiedzUsuń