Nigdy jakoś przesadnie nie przepadałam za kredkami do oczu - ostatnio coraz bardziej się do nich przekonuję. Bardzo w tym przekonywaniu pomogła kredka prezentowana dzisiaj. ;)
Kredka ta pochodzi ze specjalnej kolekcji, w której kosmetyki zwieńczono kryształkami Svarowskiego co, jak się domyślam ma związek z efektem jaki daje kredka - pomysł bardzo mi się podoba. Lubię dbałość o szczegóły, a tutaj producent na prawdę się postarał - błysk na oczach + błysk na opakowaniu. Kryształek prezentuje się tak:
Posiadany przeze mnie odcień to Black Diamond, a w sumie jest ich w tej kolekcji siedem. Cena kredki to ok. 140 zł. Za co płacimy tę niemałą kwotę?
Po pierwsze kredka ta jest przebadana okulistycznie - nadaje się do wrażliwych oczu, oraz dla osób noszących szkła kontaktowe. To duży plus, ponieważ zdarza się, że po namalowaniu kreski na linii wodnej oko piecze mnie - często aż do zmycia kredki. Tu nie ma o tym mowy.
Po drugie, kosmetyk zawiera olejek z dzikiej róży, który zmiękcza i łagodzi. Wiąże się to w znacznej mierze z tym o czym w poprzednim akapicie - skoro łagodzi, to nawet bardzo wrażliwe oko powinno "wytrzymać" jej użycie.
Po trzecie - jakość. Kredki generalnie nie są jakimiś rekordzistami, jeżeli chodzi o czas, jaki wytrzymują na oku. Ta kredka spokojnie radzi sobie przez cały dzień. Nawet jeżeli trochę blednie to robi to równomiernie. Świecące drobinki są widoczne przez cały czas, nie osypują się.
Jest ich bardzo wiele, tylko spójrzcie, widać to nawet na zdjęciu samego sztyftu:
Na ogół trudno uchwycić taki efekt na zdjęciu, a tutaj udało się to bardzo dobrze. To dlatego, że jak już wspomniałam drobinek jest sporo. Nie są nachalne - jedne błyszczą bardziej, inne mniej, ale makijaż wykonany przy pomocy tego kosmetyku spokojnie nadaje się na dzień.
Kredka jest dosyć twarda. Z początku myślałam, że z tego powodu się nie polubimy, ale mimo swojej twardości rysuje się nią łatwo, szybko i przyjemnie. Bez większych trudności da się wyczarować intensywny i elegancki efekt. Nie jest taka "tępa", czy może raczej toporna jak inne twarde kredki. Z resztą zobaczcie same:
Na oku solo - efekt dosyć lekki, bo dosłownie 2 razy "maźnięte". ;)
Jako baza pod cień. Nawet po nałożeniu cienia dokładnie widać, gdzie była kredka. Widoczne są też świecące drobinki.
Podsumowując: kredka Sisley'a nie jest tania, ale warta swej ceny. Otrzymujemy naprawdę dobry i uniwersalny kosmetyk, który będzie nam dobrze służył. Polecam.
Mimo wszystko nie dałabym tyle kasy za kredkę...;/
OdpowiedzUsuńNie podobają mi się te drobinki.
OdpowiedzUsuńKredki są kosmetykami na które szkoda mi dużo kasy, ale ta faktycznie ciekawie się prezentuje :)
OdpowiedzUsuńładny make up na końcu ;)
OdpowiedzUsuńFajnie na oku wygląda:) Dla mnie 140zł za kredkę to naprawdę dużo, raczej nie kupiłabym za tyle głównie dlatego że kredki u mnie schodzą na drugi plan, prędzej wydam na cienie, szminki czy róż:)
OdpowiedzUsuńbardzo mi sie podoba ta kredka, opakowanie, no i drobinki :)
OdpowiedzUsuńEfekt bardzo fajny,podoba mi się:-)
OdpowiedzUsuń