Kredka posiada dwie strony. Z jednej znajduje się sztyft do malowania, natomiast z drugiej pędzelek do nakładania pomadki. Jest to ten rodzaj pędzla, jaki najczęściej spotykamy w różnych zestawach - wąski, dosyć sztywny i nieco dłuższy niż pędzelek do oczu. Muszę przyznać, iż jest to rozwiązanie wygodne i przydatne, sama wiele razy z niego korzystałam, ponieważ nie jest on dodany na zasadzie "byleby był", lecz jakością nie odbiega od samodzielnych pędzelków do ust, jakich miałam okazję używać.
Kolor produktu został określony przez producenta jako "wine writer" (numer 14) i jest to odcień głębokiej, przybrudzonej, burgundowej czerwieni (zgodnie z nazwą twórcy, jest to kolor wina ;)).
Jeżeli chodzi o konsystencję, kredka jest dosyć twarda, dużo bardziej niż kredki do oczu. Oczywiście wpływa to na jej trwałość - wytrzymuje na ustach (i na ręce - kiedy robiłam swatche, specjalnie zostawiłam ją na nadgarstku, by trwałość ocenić również w warunkach codziennych ;)) naprawdę długo. Nie rozmazuje się, nie rozciera (chyba, że sami zrobimy to palcem), doskonale trzyma nasze usta w ryzach. Szczerze powiedziawszy, jest większa szansa, że za kontur wypłynie nam pomadka, niż kredka. Jej twardość nie wpływa na jakość malowania. Kredka zostawia kolor od razu, bez mocnego przyciskania, już przy najlżejszym otarciu o usta. Barwa, którą uzyskujemy początkowo, jest bardzo delikatna, jednakże efekt bez problemu da się stopniować, w związku z czym kosmetyk jest bardzo uniwersalny - nie będzie się odcinał nawet od jasnych pomadek o zbliżonej gamie kolorystycznej.
Wydajność - zatrważająca. Jestem przekonana, że nigdy nie zużyję jej do końca.
Cena: ok 80 zł.
W ten sposób kosmetyk prezentuje się na ustach
Moje usta nieumalowane
Konturówka w akcji ;))
Konturówka + pomadka Maybelline (recenzja)
Podsumowując: Mimo, iż kredka Estee Lauder do najtańszych nie należy, myślę, że jest warta swej ceny. Jedyne, czego więcej mogłabym od niej chcieć, to możliwość stosowania jej jako pomadki na całe usta. Wtedy łatwiej byłoby ją zużyć. Z drugiej strony, gdyby jej konsystencja pozwalała na szersze stosowanie, niewątpliwie odbiłoby się to na trwałości.
Piękny kolor! Aż wstyd się przyznać, ale ja nie mam żadnej konturówki w swojej kolekcji. Ba, do niedawna nie miałam nawet szminki! :P
OdpowiedzUsuńKlorek jest śliczny.; D
OdpowiedzUsuńJak na razie nie potrzebuję takiej, ale w przyszłości pomyślę o jej zakupie.: *
Nie używam konturówek - ale taką bym nie pogardziła :)
OdpowiedzUsuńZ takich ciemniejszych mam tylko czerwoną,twoja ma piękny kolor,szkoda,że nie można jej używać na całe usta:-)
OdpowiedzUsuńMi się jakoś nie chce bawić konturówkami, kontur robie pędzelkiem z odrobiną szminy i jestem zadowolona :)
OdpowiedzUsuńKolor jednak cudny, nie powiem ;)
Ja w 100% mam tak samo jak Lady In Purplee :)
OdpowiedzUsuń