piątek, 25 stycznia 2013

LE Essence Home Sweet Home - błyszczyk

 
Dopiero teraz zauważyłam, że według powyższego zdjęcia, prezentuję dziś błuszczuk. :D Wybaczcie!


Niesamowicie denerwuje mnie, że do Polski nie docierają wszystkie limitowane edycje Essence i Catrice. Ba, mam wrażenie, że osoba, która decyduje, co wprowadzą polskie drogerie wybierajedynie kolekcje wyważone i zachowawcze, a wszystkie chociaż odrobinę bardziej wyraziste po prostu do nas nie dochodzą. Niestety nie weszła u nas również piękna Home Sweet Home. Nie lubię tego o tyle, że jeżeli chcę nabyć któryś z niedostępnych u nas kosmetyków, jedyne, co mi pozostaje to aukcje, gdzie ceny są częstokroć dwa i więcej razy wyższe, niż w drogerii. A przecież jedną z największych zalet Essence jest właśnie to, że jest tanie.
Poza tym na aukcjach nie pojawia się wszystko. Tak było i teraz - miałam ochotę na chłodny róż, a że nie znalazłam, na pocieszenie wzięłam sobie chociaż błyszczyk. :) Tak samo zrobię chyba z Fantasią, która na polskiej stronie Essence wisi od dawna, a gdzie jej szukać nie wie, chyba nikt.


Opakowanie błyszczyka jest typowe, ale bardzo ładne. Głównie dlatego się na nie skusiłam - spodobał mi się przezroczysty pojemniczek z różowymi napisami i sweterkowym motywem. Wyprodukowano go, co ciekawe, w Polsce, w której ostatecznie nie dało się go nabyć. ;) W opakowaniu mieści się 7 ml błyszczyka, który zachowuje ważność przez 12 miesięcy od otwarcia.


Jeśli chodzi o pędzelek to, albo mnie trafił się wybrakowany egzemplarz, albo Essence się nie popisało. Jest to bowiem twardy rysik zbity z króciutkich, białych włosków. Ponieważ obecnie włoski zaczęły się w moim aplikatorze rozwarstwiać, zaczęłam się zastanawiać, czy zamierzoną przez producenta formą miał być właśnie ów rysik, czy też zwykły pędzelek, który z niewiadomych powodów tak mocno się skleił. Ale szczerze powiedziawszy nie wydaje mi się, żeby miała to być ta druga możliwość - pędzelek jest zbyt twardy.
Tak czy siak jest to rozwiązanie niewygodne. Jak już wspomniałam, aplikator jest twardy, skutkiem czego, ciężko jest rozprowadzić kosmetyk po ustach, które - było nie było - są nie tylko okrągłe, ale i miękkie. Rysik wbija się w nie, wyłazi za krawędź, generalnie jeżeli chcemy przejechać nim po ustach bez patrzenia w lusterko, zdecydowanie konieczne będzie późniejsze wycieranie tego, co wyjdzie poza ich kontur.
Nazwa jak zwykle świetna - Mugs&Kisses. To właśnie takie rzeczy sprawiają, że kupuję Essence na potęgę.


Zapach jest bardzo słodki. Trochę jak waniliowa landrynka, ale odrobinę chemiczna. Czuć też wspomniany przez producenta mentol. Mnie osobiście się podoba, ale mój zmysł powonienia bywa dziwaczny.
Konsystencja bardzo w porządku. Jest konkretna, też jakby landrynkowa, ale nie skleja ust, jak miało to miejsce w niektórych błyszczykach tej firmy. Ostatnio jest u nich pod tym względem dużo lepiej. Chociaż może to ja w końcu przyzwyczaiłam się do klejuchów? :) 
Trochę obawiałam się jego właściwości, ponieważ co do zasady jest to przecież volume&gloss lip maximizer. Ale jest dobrze. Po nałożeniu na usta odczuwalne jest charakterystyczne (i bardzo przyjemne ;)) uczucie zimna. Przechodzi po jakichś piętnastu minutach i - jak się domyślam - wówczas nasze usta powinny już przypominać te, którymi może się poszczycić Angelina Jolie. Czy rzeczywiście tak jest? Nie wiem, nie umiem tego jednoznacznie określić. Dopóki nie zrobiłam poniższych zdjęć, wydawało mi się, że ten efekt nie występuje w ogóle. Porównując je, wydaje mi się, że jest minimalna różnica, ale może to być równie dobrze kwestia innego ułożenia ust. Powiem tylko, że jeżeli kosmetyk działa, to nie w taki sposób, jak tego rodzaju produkty z wyższej półki. Tamte nawet nałożone na rękę, sprawiają, że skóra w tym miejscu jest wypukła i zaczerwieniona, tutaj takiego efektu brak.
Jako błyszczyk sprawdza się za to fantastycznie. ;)

Bezpośrednio po nałożeniu...

... i po około 15 minutach.

Podsumowując: fajny błyszczyk z dziwacznym aplikatorem? Tak. Powiększenie ust? Nie. Ja jestem zadowolona. :)




Zapraszam Was też do polubienia mojego profilu na facebooku. Staram się zabrać za regularne prowadzenie go, mam zamiar wrzucać tam nie tylko informacje kosmetyczne, ale i inne ciekawe rzeczy. :)

11 komentarzy:

  1. ładnie błyszczy choć ja nie lubie błyszczyków za ich lepkośc;/

    OdpowiedzUsuń
  2. ja w ogolę nie lubię mieć błyszczyków na ustach bo ciągle wpadają mi w nie włosy :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak kiedyś miałam, a teraz mimo, że włosy mam dwa razy dłuższe, jakoś nie mam już tego problemu. Może właśnie dlatego, że są dłuższe i cięższe i nie latają gdzie popadnie. ;)

      Usuń
  3. Ja miałam wielką chrapkę na róż z tej edycji :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, ten fioletowy był taki niespotykany. :P

      Usuń
  4. Kocham błyszczyki, jeśli się nie lepi to duży plus!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli masz ochotę zapraszam do zabawy: http://cosmetickick.blogspot.com/2013/01/versatile-blogger-award.html

      Usuń
    2. O, dziękuję! Już dostałam jedno zaproszenie, ale zapomniałam. :)

      Usuń
  5. Nie przepadam za bezbarwnymi błyszczykami...;P
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...