Dziś pora na kolejny (i już ostatni) peeling z Biedronkowej gazetki "Tajemnice urody". Pozostałe recenzowałam tutaj: winogrono i borówka. Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, informacja: jestem ogromną fanką kosmetyków z Biedronki. Opinia ta nie wzięła się znikąd - wszystkie kosmetyki tej firmy, jakich kiedykolwiek próbowałam są po prostu wspaniałe. Jeżeli nawet nie każdy z nich jest wybitny, to są przynajmniej poprawne, a ich cena - w stosunku do jakości - jest nieporównywalnie niska.
Lubie tę linię za piękne, kolorowe, soczyste opakowania. Mango również wpasowuje się w ten trend - opakowanie jest proste, solidne (spadło mi z wysokości około 120 cm już niezliczoną ilość razy i nadal nic mu nie jest), na wierzchu znajduje się bardzo smakowite zdjęcie, zaś z tyłu - etykieta w kolorze kosmetyku.
Na powyższym zdjęciu możecie przeczytać, co producent pisze o produkcie i jego składnikach. Uważam ten opis za przydatny - mamy wypisane ingrediencje, wraz ze wskazaniem, jakim działaniem się charakteryzują. Myślę, że nawet osoba, która po raz pierwszy ma do czynienia z peelingami nie będzie miała problemów z wyborem.
Peeling ma - jak obydwa pozostałe - konsystencję nie do końca skrzepniętego kisielu. Nie jest zbyt gęsty, jednak w pewnej mierze zagęszczają go zawarte w nim drobinki. Co lubię w tych peelingach, to fakt, że drobinki ścierające są pochodzenia naturalnego - są to łupinki orzechów oraz pestki z czarnej porzeczki. Ponieważ łupinki nie są chemiczne, nie znikają w trakcie kąpieli. Jest ich dosyć sporo i dobrze się nimi ściera - uważam, że należycie spełniają swoje zadanie.
Działanie na skórę? Już w recenzji peelingu winogronowego napisałam, że jest niesamowite. ;) Doświadczyłam tzw. "efektu WOW". Teraz miękkość i gładkość odczuwam słabiej, ale to wyłącznie dlatego, że ostatnio peelingi stosuję regularnie. ;)
Jedyne co jest dla mnie drobny mankamentem to zapach. Jednak jest to sprawa indywidualna. Zapach nie jest brzydki (a wręcz przeciwnie), po prostu niespecjalnie mi podchodzi. Jest jakiś taki zbyt mdły.
Podsumowując: polecam! Wiele więcej tu nie napiszę, ponieważ nudzi mnie już wyśpiewywanie peanów na cześć kosmetyków Biedronki. A wszystkie są super i na tej pozytywnej recenzji się nie skończy.
a orientujesz się może czy one były limitowane, czy też może są jeszcze ogólnie dostępne? :) po Twojej opinii mam ochotę pobiec do biedronki :)
OdpowiedzUsuńTaki fajny kolorek ma ten peeling, w opakowaniu wygląda uroczo.
OdpowiedzUsuńJa teraz się wzielam za borówkę:)
OdpowiedzUsuńlubię peelingi z Biedronki:)
OdpowiedzUsuńz masłami gorsza sprawa-są za bardzo zbite, przez co szalenie trudno się rozsmarowują na ciele...
mam ten peeling :) a wcześniej miałam winogronowy. bardzo dobry produkt :)
OdpowiedzUsuńMusze w końcu wypróbować tych kosmetyków z Biedrony :)
OdpowiedzUsuńTeż lubię kosmetyki z Biedronki. ;d
OdpowiedzUsuńA co do peelingu to jeszcze nie miałam okazji go kupić. ;/
Odkąd tylko zrobił się 'bum' na Biedronkowe kosmetyki mam zamiar kupić ten peeling, a jeszcze do tej pory nie wpadł w moje łapki. Ehh :D
OdpowiedzUsuńnajbardziej z biedronkowych kosmetyków lubię micel. :)
OdpowiedzUsuńOj ja zapach tego peelingu wybitnie lubię. Jest cudowny :)
OdpowiedzUsuńOcho witam kolejnego red heada :)
OdpowiedzUsuńMnie ciągle kuszą te biedronkowce, ale coś nie mogą tak skusić, żeby wleciały do koszyka...
Moja siostra ma ten peeling i dla mnie on strasznie śmierdzi.
OdpowiedzUsuńUwielbiam te peelingi z Biedronki, a mój ulubiony zapach to ten borówkowy :) i pamiętam, że po pierwszym użyciu jednego z tych peelingów też miałam taki totalny efekt W O W! ;)
OdpowiedzUsuńuwielbiam mango ;p
OdpowiedzUsuń