sobota, 20 sierpnia 2011

Pantene Pro-V Nature Fusion Intensywna maska odbudowująca

Jako, że kosmetyki do włosów Pantene Pro-V bardzo lubię nie mogłam się oprzeć proponowanej przez nich nowości jak tylko zobaczyłam ją w telewizji po raz pierwszy. Ponieważ szamponów posiadam obecnie aż zanadto padło właśnie na maskę.


Wiem, że może powinnam się wstrzymać z recenzją, aż poznam kosmetyk na prawdę dobrze, jednak w mojej opinii głównym zadaniem maski jest natychmiastowa poprawa kondycji włosa, która w jakimś zakresie powinna być dostrzegalna niezależnie od czasu, czy regularności stosowania. Dlatego zdecydowałam się napisać po zaledwie kilku użyciach.
Produkt jest zamknięty w plastikowym, zakręcanym pojemniku, w jakie często zamyka się kosmetyki tego typu. Ma on wiele zalet, zaś największą jest fakt, że nigdy nie ma problemów ze zużyciem zawartości do końca. Nawet jeżeli nie wystarczy go na pełną aplikację do włosów, resztkę można wykorzystać kosmetyk do pielęgnacji pędzli. Opakowanie zawiera 200 ml produktu.


Powyżej kilka informacji o sposobie stosowania oraz przeznaczeniu maski.
Gładkie i lśniące włosy to coś co uwielbiam. Nie zastanawiając się nadmiernie zabrałam się zatem do testów.
Pierwsze na co zwróciłam uwagę to piękny zapach. Nic szczególnego - w ten sposób pachnie większość produktów Pantene, ale ja go uwielbiam. Nie wyczuwam w nim nut czegokolwiek co mogłabym nazwać, jest to typowy kosmetyczny (w pozytywnym sensie) zapach, który pozostaje na włosach na długo. Początkowo jest na prawdę bardzo intensywny - kiedy zdjęłam z głowy ręcznik, by rozczesać włosy rozniósł się po całej łazience. Z czasem traci na intensywności, ale jest wyczuwalny na włosach.


Producent zaleca aplikację na dwie minuty. Ja jednak swoim zwyczajem nałożyłam maskę, na maskę folię aluminiową i trzymałam około 30 minut. Jaki efekt?
Tytułem wstępu chciałam zaznaczyć, że moje końcówki nie były ostatnio w najlepszym stanie. Zapuszczam włosy i żal mi każdego centymetra. Ponieważ jednak wiem, że nawet bardzo zdrowe włosy ze zniszczonymi końcówkami wyglądają fatalnie, chodzę regularnie je podcinać. Kiedy jednak ostatnio moja fryzjerka powiedziała, że jej zdaniem tym razem nie trzeba tego robić - nie upierałam się przy ścinaniu. Dlatego obecnie miałam z tym drobny problem. Bardzo pomogło mi olejowanie, ale w tej chwili jeden olejek się skończył, a drugi jeszcze nie przyszedł, więc tym lepszą miałam okazję do obserwacji efektów.
A są one bardzo widoczne. Pierwsza widoczna zmiana polega na tym, że mimo iż nie użyłam szamponu/odżywki z silikonami, włosy wygładziły się i nie było problemów z rozczesywaniem. Końcówki wyglądają o wiele lepiej (choć na pewno częściowo przez niedawno rozpoczętą kurację olejkami), czuć też, że nie są już aż tak przesuszone (kilka dni temu moje końcówki były już suche w zaledwie 5 minut od umycia włosów). Ogólny wygląd mojej czupryny również się poprawił. Włosy są lśniące, przyjemnie sypkie, wyglądają na odżywione. Wpływu kosmetyku na utrzymanie koloru jeszcze nie mogę ocenić.


Maska ma konsystencję nie do końca gładkiego kremu. Jest dosyć płynna, ale nie na tyle, żeby spływać z włosów - w ogóle bardzo dobrze się rozprowadza. Spłukiwanie również nie jest uciążliwe - wystarczy chwila. Zdarzało mi się mieć maski, które spłukiwać należało taką ilością wody, że wątpiłam, że jakikolwiek pozytywny efekt pozostawał na włosach.

Podsumowując: po raz kolejny nie zawiodłam się na firmie Pantene. Chciałabym jednak zaznaczyć, że moje włosy nie są w jakimś tragicznym stanie - nie wiem czy maska poradzi sobie z większymi problemami. Dla moich potrzeb sprawdza się jednak rewelacyjnie dając mi to co, jeżeli chodzi o włosy, uwielbiam najbardziej - piękny blask.

1 komentarz:

  1. Może powinnam ją wypróbować;) Chociaż do firmy Pantene podchodzę z dystansem, uwielbiam ich szampony, ale zawsze mam po nich łupież...

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...